wtorek, 20 lipca 2010

O starociach

W Muzeum Zabawek i Zabawy w Kielcach poczułam się jak gdybym znowu była małą dziewczynką. W jednej z sal stał zielony moskwicz, bardzo podobny do mojego.


Moskwicza przywiózł dziadek ze Związku Radzieckiego dla mającego się urodzić wnuka. Pierwsza urodziła się wnuczka, czyli ja. Nasz oryginał pewnie zardzewiał i rozpadł się. Podobny egzemplarz znalazłam w internecie, ale aukcja była tak dynamiczna, że mąż musiał odrywać mnie od ekranu, bym w szaleńczym widzie nie wydała średniej krajowej na przeżartego rdzą blaszaka. A do przeżartych rdzą blaszaków (przyznaję się bez bicia) mam skłonność. Pierwsza moja zdobycz z tej serii to auto, które wypatrzyłam wracając z synem ze żłobka na warszawskich Bielanach 4 lata temu.



















Widocznie jakiś starszy pan robił porządki i wystawił to cudo przed śmietnik mając nadzieje, że znajdzie się na niego amator. I znalazłam się ja. Gdy pokazałam TO Jasiowi, on jak gdyby nigdy nic podszedł i pociągnął za sparciały sznurek maszynę za sobą. Razem wróciliśmy do domu. Odrdzewianie i malowanie trwało kilka dobrych dni. Efekt oceńcie sami.


Zastanawiam się czasem dlaczego te zabawki robią na mnie takie wrażenie. Na bazarze na Kole wypatruję porcelanowych główek, mebelków z domków dla lalek, mini kuchenek, starych aut, wyliniałych misiów. Świadomość, że kilkadziesiąt lat temu ktoś się tymi zabawkami bawił, że te zabawki przetrwały całe pokolenia dzieci - zawsze mnie rozczula. Sama jako dziecko uprzywilejowane, dostające w szarych czasach PRL-u paczki z zagranicy miałam dostęp do Lego i Barbie, a nawet wczesnych kucyków pony (które miały zdecydowanie mniejszy wytrzeszcz niż teraz). Raczej nie bawiłam się zabawkami dostępnymi ówcześnie na polskim rynku, więc tym uważniej oglądałam zabawki na wystawie w Kielcach. To muzeum to naprawdę odlotowe miejsce! Ekspozycja wzbudzające same miłe wspomnienia, fantastyczne dla dzieci, ale też dorosłych. Na miejscu: kawiarnia, plac zabaw, sala gdzie zwiedzający moga podzielić się własnymi zabawowymi wspomnienia z dzieciństwa. Ja oczywiście napisałam o swoim moskwiczu! I gdy przyszła pora powrotu do domu ociągałam się z wyjściem tak samo jak moje dzieciaki, powstrzymałam sie jedynie od tupania i krzyków, choć słowo daję, mogłabym tam zamieszkać!


4 komentarze:

  1. To wspaniale, że między innymi dzięki Muzeum Zabawek i Zabawy wycieczka się udała!:)
    A tu można kontynuować zwiedzanie - http://www.wirtualnasala.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. PS A nasz moskwicz jest polski:)

    OdpowiedzUsuń
  3. no dlatego napisałam, że podobny:) szkoda, że nie pprodukuje się już takich zabawek-oczarowal mnie tez drewniany grzybek z krasnoludkami.

    OdpowiedzUsuń
  4. Aaaaa, miałam taką maszynę do szycia :D:D:D Ale zupełnie o tym zapomniałam .. dopiero to zdjęcie... Ah Dziękuję za to wspomnienie :)

    OdpowiedzUsuń