piątek, 30 lipca 2010

W drogę czas i placki z resztek.

Jutro wyjeżdzamy! W tym roku ospa pokrzyżowała nasze wakacyjne plany, tymbardziej cieszę się na wyjazd. Gdyby tylko ktoś za mnie spakował wszystkie niezbędne rzeczy byłabym wdzięczna! Tymczasem zamiast się pakować - robię wpis na blogu, zastanawiając się jednocześnie ile par spodni może pobrudzić niesforna dwulatka, jaka będzie pogoda, czy zabierać kalosze?
A dzieci jakoś nie pomagają...
Jednocześnie sprzątam mieszkanie (taki imperatyw), bo nie ma dla mnie nic gorszego, niż po długiej podróży zastać w domu bajzel. Wystarczająco dużo bałaganu powstanie przy rozpakowywaniu. Zanim wszystkie rzeczy zostaną uprane i porozkładane na miejsce minie conajmniej tydzień (albo dwa).
W kuchni też robię porządki. Przez ostatni tydzień kupowałam tylko niezbędne produkty spożywcze, do gotowania wykorzystywałam tylko to co ,,wymiotłam'' z lodówki. Tak więc wczoraj na obiad placki z cukinii.


Jedna cukinnia starta ze skórką na grubej tarce
jedno jajo
kawałek żółtego sera starty na grubej tarce
garść płatków migdałowych
mąka
Wszystko wymieszałam. Odstawiłam na chwilę. Samżyłam na oleju, na małym ogniu. Zjedliśmy z sosem z jogurtu naturalnego wymieszanego z czosnkiem i solą.
Do zobaczenia za dwa tygodnie!



czwartek, 29 lipca 2010

Pieniście było!

Wczoraj w Klubie Mam na Bemowie odbyly się drugie warsztaty plastyczne. Tym razem malowalismy pianą! Początki były nieśmiałe i subtelne.

A potem impreza zaczęła się rozpieniać...



i rozpieniać i rozpieniać...


Aż rozpieniła się na całego.
Dzięuję Wam! Mam nadzieję, że wszystkim sie podobało (oprócz Marysi, która po wybudzeniu z drzemki była ,,nie w sosie'') . Zapraszam na kolejne warsztaty już w sierpniu. Obiecuję, że też będziemy się brudzić!


poniedziałek, 26 lipca 2010

Bob Warzywniczy

Gdy Jasio był mały wołał ,,Boooob'' i wtedy byłam pewna, że właśnie zauważył robotnika/koparkę/dźwig lub coś choćby luźno powiązanego z fabułą bajki o Bobie Budowniczym. Gdy Maria woła ,,booob'' to znaczy że zauważyła bób. To aktualnie jej ulubione warzywo. Zresztą Jasio jest już w takim wieku, że także woli bób niż Boba. Ja pamiętam bób z dzieciństwa, niezmiennie kojarzy mi się z pełnią wakacji, kiedy to króluje na naszym stole.
Gotuję więc bób przynajmniej dwa razy w tygodniu. Gotuję go krótko, ok 10-15 min. Jeśli jest młody śmiało można go jeść ze skórką (błonnik!). Teraz skórkę ma juz twardszą i Maria nie daje rady jej przeżuć, więc go obieram (co najlepiej jest zrobić, gdy jest ciepły). Bób jest fajny. Jemy go przede wszystkim bez dodatków. Można wziąść go na wycieczkę jako przekąskę. Można gorący wymieszać z czosnkiem roztartym z solą i oliwą (to wg przepisu Cioci Ani). Można zrobić z niego pyszną sałatkę, której niestety moje dzieci jeść nie chcą, bo wolą bób w pojedynkę.

Sałatka z bobu
pół kilo ugotowanego bobu (obranego lub nie)
2-3 pomidory
2-3 ogórki małosolne lub świeże
ząbek czosnku
łyżeczka musztardy dijon
2 łyżki oliwy z oliwek
sól
Do bobu dodajemy pokrojone w kostkę warzywa i posiekaną natkę. Z oliwy, czosnku, soli i musztardy robimy sos. Wszystko mieszamy.



P.S.
A w środę o 18:30 zapraszam dzieci od lat 3 na bezpłatne warsztaty plastyczne, które prowadzę w Klubie     Mam  na Bemowie (ul. Konarskiego 83). Będziemy malować pianą. Zgłoszenia proszę wysyłać na mcdzia@tlen.pl Mam jeszcze dwa wolne miejsca!


wtorek, 20 lipca 2010

O starociach

W Muzeum Zabawek i Zabawy w Kielcach poczułam się jak gdybym znowu była małą dziewczynką. W jednej z sal stał zielony moskwicz, bardzo podobny do mojego.


Moskwicza przywiózł dziadek ze Związku Radzieckiego dla mającego się urodzić wnuka. Pierwsza urodziła się wnuczka, czyli ja. Nasz oryginał pewnie zardzewiał i rozpadł się. Podobny egzemplarz znalazłam w internecie, ale aukcja była tak dynamiczna, że mąż musiał odrywać mnie od ekranu, bym w szaleńczym widzie nie wydała średniej krajowej na przeżartego rdzą blaszaka. A do przeżartych rdzą blaszaków (przyznaję się bez bicia) mam skłonność. Pierwsza moja zdobycz z tej serii to auto, które wypatrzyłam wracając z synem ze żłobka na warszawskich Bielanach 4 lata temu.



















Widocznie jakiś starszy pan robił porządki i wystawił to cudo przed śmietnik mając nadzieje, że znajdzie się na niego amator. I znalazłam się ja. Gdy pokazałam TO Jasiowi, on jak gdyby nigdy nic podszedł i pociągnął za sparciały sznurek maszynę za sobą. Razem wróciliśmy do domu. Odrdzewianie i malowanie trwało kilka dobrych dni. Efekt oceńcie sami.


Zastanawiam się czasem dlaczego te zabawki robią na mnie takie wrażenie. Na bazarze na Kole wypatruję porcelanowych główek, mebelków z domków dla lalek, mini kuchenek, starych aut, wyliniałych misiów. Świadomość, że kilkadziesiąt lat temu ktoś się tymi zabawkami bawił, że te zabawki przetrwały całe pokolenia dzieci - zawsze mnie rozczula. Sama jako dziecko uprzywilejowane, dostające w szarych czasach PRL-u paczki z zagranicy miałam dostęp do Lego i Barbie, a nawet wczesnych kucyków pony (które miały zdecydowanie mniejszy wytrzeszcz niż teraz). Raczej nie bawiłam się zabawkami dostępnymi ówcześnie na polskim rynku, więc tym uważniej oglądałam zabawki na wystawie w Kielcach. To muzeum to naprawdę odlotowe miejsce! Ekspozycja wzbudzające same miłe wspomnienia, fantastyczne dla dzieci, ale też dorosłych. Na miejscu: kawiarnia, plac zabaw, sala gdzie zwiedzający moga podzielić się własnymi zabawowymi wspomnienia z dzieciństwa. Ja oczywiście napisałam o swoim moskwiczu! I gdy przyszła pora powrotu do domu ociągałam się z wyjściem tak samo jak moje dzieciaki, powstrzymałam sie jedynie od tupania i krzyków, choć słowo daję, mogłabym tam zamieszkać!


Sezon mrożonek

Mrożę jagody. Jest z tym trochę zachodu, ale warto. Dzięki temu będę miała w zimie zamrażarkę pełną jagód, które zużyję do muffinów, ciast, do posypania deserów, do zmiksowania z jogurtem i...może coś jeszcze wymyślę. Póki co jagody wkładam do dużej miski, zalewam letnią wodą i mieszam, póki wszystkie liście, szypułki, mech, krasnale i jodłowe igły nie wypłyną na wierzch - wtedy można je łatwo wyciągnąć. Gdy jagody są już tylko w swoim towarzystwie, wysypuję je na papierowy ręcznik i osuszam, a potem rozkładam na tacy i wkładam do zamrażarki. Gdy jagódki zamarzną przekładam je do torebek. Jest to dośc skomplikowany sposób dzięki któremu jagody pozostają sypkie i łatwo je  dozować, w odróznieniu od jagodowej bryły dostepnej w sklepowych chlodniach.

jagody w topieli

poniedziałek, 12 lipca 2010

Na jagody

Do lasu nie idę, bo sucho, gorąco, komary i kleszcze...zdecydowanie wolę las w sezonie jesienno -grzybowym. Ale jagody można już kupić i jeść. Pychota, zwłaszcza zamknięte w swojskich pierogach polanych śmietaną.


A ciasto robię z mąki i wrzątku...można dodać żółtko i łyżkę oliwy. W lepieniu pomagają dzieci, a jednego pieroga można zrobić niespodziankowego i nadziać np. mąką. Ten komu dostanie się fałszywy pieróg zostaje do końca dnia pierogowym królem.
Pierogi (jeśli zostaną) zamrażam. Ugotowane pierogi osuszam i wkładam do zamrażalnika najpierw rozlożone na tacy, żeby się nie posklejaly. Gdy zamarzną na kość wrzucam je do woreczka.

piątek, 9 lipca 2010

Kolorobranie w pudełko po jajach.

Wakacje na wsi. Gdy pogoda jak żyleta, a Tobie nie chce się podnosić z leżaka- dobrze, gdy dzieci są czymś bardzo zajęte. Naczęściej jednak bywa tak, że prędzej czy później znudzi im się: podlewanie kwiatów, plucie do rowu, gra w piłkę, huśtawka, zabawa z psem, zrywanie agrestu, plumkanie w misce, jazda na rowerze, maltretowanie żab...wtedy w zanadrzu trzeba mieć skuteczną ,,zajmowarkę'', która pochłonie uwagę Twoich dzieci. Dlatego proponuję zabawę w kolorobranie. Pudełko po jajkach malujemy-każdy otwór innym pastelowym kolorem. Zabawa polega na znalezieniu w otoczeniu ,,obiektów'' w jak najbardziej zbliżonym kolorze. Przygotowanie potrzebnego ,,osprzętu'' wymaga odrobiny czasu, ale wysiłek się opłaci. Dzieci pochłonięte zabawą przedłużą Twój czas spędzony na leżaku/hamaku/kocyku. To potwierdza wredna i leniwa matka!

uwaga:zdjęcie z czerwca stąd polarek:-)na Marysinym grzbiecie

pomysł zaczerpnięty z bratniego amerykańskiego bloga, którego chwilowo nie potrafię odnaleźć...


czwartek, 8 lipca 2010

Chyba jestem ekofeministką:)

Zamiast sie emancypować robię przetwory, czyżby Elisabeth Badinter miała rację?

feministyczne porzeczki

A w tym roku oprócz galaretki porzeczkowej zrobiłam już dżem truskawkowy z rabarbarem!

wtorek, 6 lipca 2010

Piana

W pianie można się moczyć, czego jako gorąca zwolenniczka prysznica nie robię. Pianę można bić, co akurat robię często, odkąd moje dzieci pokochały te omlety. Można się też wpieniać - to mi się zdarza niestety najczęściej, ale pracuję nad tym! Pianą można również malować, o czym przekonaliśmy się pewnego pięknego lipcowego dnia. Wystarczy biała pianka do golenia i barwniki spożywcze. Jedno opakowanie pianki starcza na malowanie dla czwórki dzieci. Pianę nakładamy do dużych misek, dodajemy barwnik spożywczy (lub rozcieńczoną w wodzie farbę plakatową) i mieszamy łyżką, albo łapką. Gdy mamy już kilka podstawowych kolorów zabieramy się do roboty. Nakładamy pianę piętrowo i tworzymy obrazy w 3D. Pomysł zaczerpnięty stąd.
Będziemy wracać do ,,pienistej działalności twórczej'', bo bardzo nam się to spodobało! Niestety nie wiem jaki efekt po malowaniu pianą pozostaje na papierze, gdyż nasze prace zanim zdążyły wyschnąć zmył deszcz:) Dzieciaki bawiły się wspaniale, zwłaszcza Marysia, która wkładała ręce w pianę po łokcie, bo to jest bardzo ,,sensoryczne'' zajęcie. A zapach ,,prawdziwego mężczyzny’’ unosił się w całym ogródku odstraszając komary.




P.S.
I jeszcze taka dygresja z serii ciocia Magda odkłamuje współczesne bajki- Kochane dzieci, Mała Syrenka  tak naprawdę zamieniła się w morską pianę i niestety nie żyła długo i szczęśliwie...

niedziela, 4 lipca 2010

Urodziny mojego syna

Mój syn Jan skończył 6 lat, teraz to naprawdę mówcie mi Pani Matko.
Jasiu! Jesteś najfajniejszym facetem jakiego znam (sorry Jacek). Życzę Ci, żebyś był szczęśliwy, nigdy nie żałował swoich decyzji i nadal zadawał tyle ciekawych pytań co teraz! Odpowiadanie na nie to prawdziwa przyjemność i wyzwanie! A poza tym jesteś świetnym starszym bratem dla Marysi, zupełnie takim jakiego wymyśliłam sobie gdy byłam mała.

P.S. A poza tym były wybory!!