wtorek, 31 stycznia 2012

Jutro bal

Jutro bal. Przyszywanie odnóży trwa. Gdyby nie Jan wystarczyłyby Marii dotychczasowe. Niestety starszy brat uświadomił siostrzyczkę, że prawdziwe pająki mają aż osiem nóżek. Ech, jestem do tyłu o dwie pary rajstop.

A w zeszłym roku było tak:

poniedziałek, 30 stycznia 2012

Prawdziwa zima

Mój stosunek do zimy jest ambiwalentny. Z jednej strony zimowe kuligi, puszysta kołderka przykrywająca wszystko to, co brudne i szare, rumiane policzki, skrzypiący pod nogami śnieg. Z drugiej strony jako osoba urodzona w zimie nie ,,czuję’’ tej pory roku. Skrobanie szyb, gubienie rękawiczek, ubieranie i rozbieranie dzieci, spektakularne upadki w miejscach publicznych, a po nich jeszcze bardziej spektakularne sińce na d…

Jednak muszę przyznać, że zima w górach zwłaszcza podczas urlopu ma więcej plusów. Wybraliśmy się w ferie do Tylicza nieopodal Krynicy Górskiej. Miejsce nie zatłoczone, kameralne z dobrą infrastrukturą dla narciarzy. Jeśli jednak ktoś zatęskni za miejskim klimatem, może wybrać się do Krynicy, by pospacerować w tłumie kuracjuszy. Dla ludzi prychających na narty (takich jak ja) okolica oferuje wiele możliwości. Można wybrać się na przykład:

• na kulig,

• na wycieczkę np. szlakiem architektury drewnianej, lub na Słowację,

• na masaż, refleksoterapię, maseczkę i co tam jeszcze…

• na wycieczkę do pijalni wód zalatujących nieco nieświeżym jajem, mających jednak liczne właściwości lecznicze,

• do Muzeum Nikifora,

• do Muzeum Zabawek,

• na zakupy lub do kina,

• do jednej z licznych knajp celem powiększenia powłoki tłuszczowej chroniącej przed zimnem.

Ja jednak w tym roku głównie korzystałam z pięknej zimowej pogody i asystowałam Marii przy jej pierwszych krokach tj. szusach na nartach. Liczę, że jeszcze tylko rok-dwa i będę mogła oddalić się spod stoku, by zająć się swoimi sprawami podczas gdy reszta rodziny będzie zjeżdżać wśród tłumów im podobnych zapaleńców ze stromych gór w niewygodnych, krępujących kostki butach.

Dzieci na tle malowniczego miasteczka Bardejov
Maria udaje, że słucha instruktora
                                                                     widok z okna
do startu! gotowi?! start!

czwartek, 19 stycznia 2012

Jedzenie dla dorosłych

Dzieci wyjechały. Rodzice nie mają co robić z czasem, dlatego tez postanowili nadrobić zaległości filmowe i prawie codziennie chadzają do kina. Maria i Jan testują w tym czasie cierpliwość dziadków.
Wczoraj natomiast korzystając z nadmiaru wolnego czasu przygotowałam kolację. W wyniku moich kulinarnych eksperymentów powstały całkiem smaczne babeczki.
Babeczki z konfiturą cebulową
Konfitura:
0,5 kg czerwonej cebuli
ząbek czosnku
łyżka miodu lub cukru
5-7 łyżek octu balsamicznego
oliwa
sól, pieprz, tymianek
Kruche ciasto:
pół kostki masła
jajo
mąka
Polewa:
pół kubka śmietany 12%
jajo
garść startego sera żółtego
sól, pieprz, gałka muszkatołowa
Zaczynam od wyrobienia ciasta kruchego, dodaje tyle mąki by nie kleiło się do rąk. Wylepiam nim silikonowe foremki do muffinów, nakłuwam i wkładam do lodówki.
Cebulę kroję w piórka. Wrzucam na rozgrzaną oliwę, solę i smażę aż się zeszkli. Następnię duszę na małym ogniu dodając miód (lub cukier) i czekam aż cebula zacznie karmelizować. Dolewam ocet i dodaję tymianek i czosnek. Gotuję aż cebula zmięknie. W tym czasie nagrzewam piekarnik do 200 stopni i wkładam babeczki. Podpiekam 15-20 minut. Wyjmuję je z pieca, nakładam do środka po łyżce konfitury i zalewam śmietaną. Wkładam do piekarnika i zapiekam aż śmietana z jajkiem się zetną i zarumienią.
Zamiast bawić się w lepienie babeczek zawsze można po prostu upiec dużą tartę w okrągłej blaszce.
                                                niezbyt fotogeniczna, ale naprawdę smaczna
A teraz uwaga, uwaga daję upust swojej próżności, zgrywam idealną panią domu i chwalę się: mało że babeczka mojej roboty to jeszcze talerz mojej roboty! Ha!

środa, 18 stycznia 2012

Wstydź się TinTin!

Oto wiedziona matczynym przeczuciem zaczęłam kartkować komiks o Tin Tinie, który syn dostał pod choinkę. Nie muszę chyba dodawać, że Mikołaj zapakował go na prezent rękoma niżej podpisanej. No więc kartkuję ja sobie komiks i nagle włosy stają mi dęba! Tin Tin jedzie do Afryki gdzie morduje bez najmniejszego powodu kilkadziesiąt dzikich zwierząt, w tym przynajmniej trzy obdziera ze skóry. Ale to jeszcze nic, czarnoskórzy tubylcy są pokazani jako głupcy i lenie, mówią bezokolicznikami niczym sienkiewiczowski Kali i uznając natychmiast wyższość Tin Tina, a nawet jego psa Milusia obwołują ich swoimi władcami. Brrr!!!!! Typowy, bardzo stereotypowy obraz Afryki przedstawiony przez Belga z kraju mającego swoje kolonie w Afryce aż do lat sześćdziesiątych XX wieku. Zresztą Belgowie mają na sumieniu wiele grzechów kolonizatorów żądnych bogactw naturalnych krainy którą posiedli, nie licząc się z rdzennymi mieszkańcami .
I tak komiks o Tin Tinie stał się pretekstem do lekcji o tolerancji, szacunku do ludzi innych kultur i niechlubnej historii krajów europejskich, które rozparcelowały między siebie Afrykę uznając swoją wyższość nad rdzennymi mieszkańcami. Syn wysłuchał z pokorą. Każda okazjia do wychowawczej pogadanki jest dobra.
A wczoraj obejrzałam bardzo na temat film o Ludzkich Zoo. Straszne do czego ludzie są zdolni.
Polecam również ,,Czarną Wenus'' - poruszająca.

środa, 11 stycznia 2012

Zupa marchewkowa na kolację

Osobiście uważam, że od najmłodszych lat powinniśmy kształtować gust naszych dzieci. Opieram sie przed kupowaniem zabawek/ubrań/książek na które upierają się moje dzieci, a które mnie się nie podobają. Ważne jest dla mnie również, aby ich poczucie humoru poszło w odpowiednim kierunku i by w przyszłości zaśmiewały się z Latającego Cyrku Monty Pythona czy Kabaretu Potem, a nie z żartów gastrycznych prezentowanych chociażby w popularnych gazetkach dla dzieci, czy gagów z filmów z Hanah Montaną w roli głównej. Wykorzystuję w tym celu książki, filmy, spektakle teatralne a nawet gry komputerowe i przy okazji sama się świetnie bawię:-)
Przyznam się, że książkę tą zakupiłam sobie samej na urodziny. Przeczytałam w święta wywiad z autorką i pomyślałam, że muszę mieć. ,,Gratka dla małego niejadka'' Emilii Dziubak  jest pięknie ilustrowana i wydana z dużą starannością.  Dzieci wyrywały ją sobie z rąk, mimo stonowanej kolorystyki i nieco ponurawych postaci (np. rodzinka owoców suszonych). Poczucie humoru wspaniałe! Dzieciaki, a ja wraz z nimi chichrałam się na widok truskawy w ekwpiunku nurka, pływającej w ,,słodkim kompociku'', czy labiryntu pt. ,,wygoń robaka z kapusty''. Cudo! A najlepsze jest to, że przepisy prezentowane w książce są proste i łatwe do przygotowania dla dzieci. Najlepszy dowód na zdjęciach poniżej:

rekonesans
                                                               przygotowanie składników
(dziękujemy stukrotnie Kochanej Sąsiadce za pożyczkę marchewkową!)
degustacja

niedziela, 8 stycznia 2012

Rozwiązanie zagadki

Oto co Marysia miała na myśli:
                                                              Jan grający na pianinie

środa, 4 stycznia 2012

Zagadka

Oto wczorajszy rysunek Marysi. Uważam osobiście, że kolorystyka i kompozycja są świetne:-) Czy zgadniecie kogo przedstawia?
Odkąd studiuję sobie ,,Sztukę'' i nauczyłam się wiele o fazach rozwoju dziecięcego rysunku obserwuję wnikliwie samodzielne prace Marii. Rysuje je rzadko. Woli kolorowanie, gdy proszę o autorską pracę tlumaczy się że nie umie. Podejrzewam, że to w pewnym stopniu wina przedszkolnych nawyków. Prace przedszkolne zostawiają niewiele własnej inwencji, dzieci dostają wzór i wskazówki dalszej pracy. Osobiście na dzień matki wolałabym dostać  samodzielnie namalowany portret niż kwiatek origami wyglądający jak robiony z matrycy z komentarzem mojego syna ,,bo tak naprawdę mamo, to te kwiatki zrobiła ciocia''.
No cóż, sama z zerówki pamiętam syrenkę warszawską wyklejaną wydzierankami. Panie postarały się, żeby kawałki były równo podarte, a kolory u wszystkich takie same.
Chrońmy kreatywność i twórczą inwencję naszych dzieci!