wtorek, 30 listopada 2010

Zwycięstwo!

Dzisiaj przeprowadzilismy spektakularna akcję rodzinną, dzięki której wygraliśmy! Wygraliśmy z tłumem, ze śniegiem i z wtorkową nudą. Przez moment myślelismy, że przegramy z głodem, ale nie poddaliśmy się.
Dziś przed 15 wyruszyliśmy do Centrum Nauki Kopernik. Przebieraliśmy niecierpliwie nóżkami odkąd centrum otwarto i nie mogliśmy się doczekać kiedy je zobaczymy na własne oczy. Już od dwóch lat chodziliśmy z Jasiem na zajęcia organizowane przez animatorów Centrum Nauki Kopernik na Powiślu, odwiedzaliśmy Pikniki Naukowe, a na jednym z nich Jasio oderbał nawet nagrodę za przebranie kosmity.
I nareszcie wielkie otwarcie, tłumy ludzi, telewizyjne relacje i znowu przebieranie nóżkami, bo przecież nie wybierzemy się z dwójka dzieci, by stać w dwugodzinnej kolejce do kasy. Dzisiaj było inaczej, śnieg zatrzymał auta przed domami i drogi w Warszawie były nietypowo przejezdne, ludzie pędzą czym prędzej do domu by przytulić się do kaloryfera, a my popędziliśmy do Kopernika. I to był strzał w dziesiątkę! Było kilka wycieczek, ale nie było tłoczno, w Galerii Bzzz! byliśmy sami! Dzieciaki przez godzinę eksplorowały świat przyrody, patrzyły na świat oczami ryby, wąchały np. zapach lisa, układały pszczele puzzle i podsłuchiwały ptaki. Marysi własnie tam najbardziej się podobało.


Reszta wystawy jest naprawdę niesamowita. Spędziliśmy tam trzy godziny i było to zdecydowanie zbyt mało czasu, żeby wszystko dokładnie obejrzeć. Jasio latał jak szalony pomiędzy eksponatami i zachwycał się absolutnie wszystkim. Marysi trochę się nudziło, zwłaszcza pod koniec, poza tym doskwierał jej głód. Niestety w Koperniku nie ma jeszcze  żadnej kawiarenki/sklepu, a nasze zapasy szybko się skończyły.
     Nie tylko dzieciom podobała sie dzisiejsza przygoda. Zamknięcie się w bańce mydlanej było nie lada przeżyciem, tak samo jak przejażdzka latającym dywanem. Wiele eksponatów niestety nie działa, gdyż zwiedzający przyzwyczajeni do muzeów z filcowymi kapciuchami nie potrafią się zachowac na widok eksponatów, które można i wręcz trzeba dotknąć i zbadać. Mimo sporej liczby osób z obsługi hordy młodzieży obwieszały niektóre sprzęty nie stosując się do instrukcji obsługi. Jasia też musieliśmy pilnować, bo zanim zdążyliśmy dobiec on już podekscytowany wciskał wszystkie możliwe przyciski.
Polecam Wam wycieczkę do Centrum Nauki Kopernik, bo to jedyne takie miejsce w Polsce, bo jest niesamowite i bardzo ciekawe. My od dziś już wiemy, że będziemy tam wracać nie raz i za każdym razem uczyc sie czegoś nowego!




środa, 24 listopada 2010

Trudno dorosnąć...

Głupi kaloryfer! Zobaczysz zaraz cię wymienią! - syczy. Zamach nogą w metalowe żebro kończy się wyrzutem kapcia za kanapę.
- Halo. Dzień dobry, czy to dział techniczny?

- Tak, w czym mogę pomóc?
- Kaloryfer nie grzeje. Czy mogę prosić o naprawienie go?
- Oczywiście, wyślemy do pani hydraulika jutro rano.
- Dziękuję bardzo.

Siedzi przy biurku, nogi w filcowych kapciach dyndają tuż nad podłogą. Na blacie stoi guma arabska w słoiku z szarą nakrętką.

- Głupi klej! Dlaczego nie chcesz kleić, co? A może mam cię wyrzucić do śmieci coo?

Przemawia do zaschniętej nakrętki z dziecięcą naiwnością. Nogi zaczynają nerwowo dyndać. Na buzi maluje się grymas zniecierpliwienia. Wata przykleja sie do palców, ale nie do kartki.

- Wyrzucę cię zobaczysz!!!! Posiedzisz sobie w koszu i od razu zmądrzejesz.

Mała rączka ciska butlkę do kosza. Guma arabska miękko ląduje wśród ścinków, wysuszonych kasztanów i papierków po cukierkach. Dziewczynka kładzie głowę na blacie i nuci przedszkolną piosenkę. Odsuwa krzesło, staje obok kosza i zagląda do środka.

Wyjmuje deliaktnie butelkę i stawia na blacie. Wdrapuje sie na krzesło. Przykleja watę do kartki, zadowolona uśmiecha się szeroko.

- Widzisz i po co ci było to wszystko?

- Halo, dzień dobry. Chciałabym odwołać wizytę hydraulika. Kaloryfer działa.

niedziela, 21 listopada 2010

Małpie ciasto i listopadowe słońce.

Gdy świeci słońce nie można siedzieć w domu. Po pierwsze: szkoda ładnej pogody na kiszenie się przed tv. Po drugie dziś jest wyjątkowy powód żeby wyjśc na spacer. Po trzecie blask słońca bijący z okien obnaża nagle kurz przykrywający wszystko cienką pierzynką- a to dla gospodyni aspirującej do perfekcyjnej jest nie do zniesienia! Dlatego też należy jak najszybciej opuścić mieszkanie i wrócić po zmroku.

My dzisiaj oprócz komisji wyborczej odwiedziliśmy też to miejsce.
A potem wzięłam się za pieczenie. Upiekłam Monkey Bread który wypatrzyłam w programie Domowy Kucharz emitowanym na kuchnia.tv. Swoją drogą dobrze było by wracać do domu, w którym urzęduje taki kucharz! Jak zagłębić się w przepis to włos na głowie staje od tego cukru i masła - ale cóż. Nie samą dietą człowiek żyje, a jak powszechnie wiadomo na zimę trzeba obrosnąć w tłuszcz, żeby było cieplej. Od środy ma padać śnieg, czuje się więc rozgrzeszona. Czas na odchudzanie przyjdzie wiosną.
Wczoraj tort w kształcie Tomka, dziś Monkey Bread jutro wcisnę się tylko w spodnie dresowe.

Ciasto jest bardzo chrupiące dzięki skarmelizowanej skórce.





piątek, 19 listopada 2010

Bez kija nie podchodź

Moja kolejna piniata! Tarraaaam! Dla ułatwienia powiem że to ma być pociąg inspirowany pewną popularną bajką dla dzieci. A propos czy wiecie, że w oryginale ,,tej bajki'' głos podkładał sam Ringo Starr!
Tą piniate rozbijemy jutro na urodzinach Piotrusia! Sto lat!

Musicie przyznać, że moje piniaty ewoluują i coraz mniej przypominają obłe jaja. Dla porównania moje poprzednie piniaty tu i tu.

wtorek, 16 listopada 2010

Filcowy wieczór w ratuszu

Aaaaa dzisiaj uczyłam sie filcować na mokro!! Udało mi się ,,ufilcować'' swój pierwszy kwiat. Wyposażona w wełnę i rękawice po łokcie mam zamiar przed kolejną turą warsztatów filcowych stowrzyć coś jeszcze. Czuję że w kościach zaczął łamać mnie filcowy bzik.
Chcę mieć ich cały bukiet w butonierce!!!
Zapraszam na bezpłatne warsztaty rękodzielnicze w Klubie Mam na Bemowie.
Relacja fotograficzna z warsztatów filcowych tutaj.

sobota, 13 listopada 2010

Never ending table story

Miałam stolik, który przez lata plastycznych eksperywmentów moich dzieci wyglądała żałośnie-plamy z tuszu, plasteliny, farby. Dostalam też farbę do tablic, która czekała na koncept. Tak powstał stolik-tablica. Teraz malowaniu nie ma końca.


poniedziałek, 8 listopada 2010

Commodore, krokodyle i roboty.

Nie przepadam za grami komputerowymi. Może wzięło się to z mojego pierwszego niezbyt udanego kontaktu z komputerem? Był to beżowo-czarny Commodore 64 z wydającym kosmiczne dźwięki odtwarzaczem kaset. Pierwsza gra w jaką grałam polegała na przewiezieniu łódką kaczuszek, na które czyhał krwiożerczy krokodyl. Nie muszę chyba dodawać, że moje kaczuszki notorycznie były pożerane przez gada. Wyrzuty sumienia nie pozwalały mi spać, a dzięki mojej wybujałej fantazji kaczuszki prześladowały mnie nawet za dnia na każdym kroku.
Jasio gra już od dawna. Bardzo pilnujemy, żeby były to gry odpowiednie dla jego wieku. Zaczynaliśmy od gier na tym portalu. Do dziś często tam zaglądamy. Gdy brat ma okres ,siostrolubny’’ włącza Marii grę z Teletubisiami albo bohaterami Dobranocnego Ogrodu. Siostra póki co jest  zainteresowana komputerem tylko wtedy gdy brat jest blisko i zamiast w minitor patrzy mu w glęboko w oczy.
Gramy w gry z serii Adibu czy Clifford uczy angielskiego. Jasio gra też na stronie lego albo Cartoon Network. Ale jego ulubiona gra to Machinarium. Znalazłam ją całkiem przypadkiem. Najpierw wciągnęłam się ja, a potem zaczęliśmy grać całą rodziną (oprócz Marysi). Teraz Jasio gra sam, bo zna dobrze fabułę. Gra ma ciekawą grafikę, budującą nastrój muzykę, jest wciągająca i bardzo zabawna - co zresztą mogło być do przewidzenia, bo twórcami są Czesi. Bohaterem jest mały robocik, który próbuje uwolnić swoją ukochaną. Zadanie nie jest łatwe, po drodze trzeba rozwiązać mnóstwo łamigłówek, ominąć kilka przeszkód i typów spod ciemnej gwiazdy. W Machinarium nie ma przemocy, bohater dzięki swojemu (naszemu) sprytowi osiąga swój cel. Polecam również grę Samorost 2 tych samych twórców. Świetna łamigłówka! Już nie możemy doczekać się Machinarium 2! Grę można kupić i ściągnąć na stronie Amanita Design, lub kupić w sklepie.