sobota, 26 stycznia 2013

Burza emocji

A było to tak: w zeszły czwartek Marysia zaręczyła się z Kubusiem. W piątek przy kolacji oznajmiła, że ponieważ ani Mama Kubusia, ani Ciocie z przedszkola sobie z nim nie dają rady, to ona też sobie nie da. 
W poniedziałek powiedziała, że wyjdzie za mąż za Bartka, tylko on o tym jeszcze nie wie. Natomiast wczoraj tuż po jasełkach oznajmiła, że jednak jej wybrankiem jest Adaś, który brawurowo zagrał Józefa w przedstawieniu. 
Zaczęło się!
Postanowiłam niezwłocznie wkroczyć z interwencją wychowawczą. Posłużyłam się pomocą dydaktyczną w postaci książki z serii Dzieci Filozofują Oscara Brenifiera pt. ,,Uczucia. Co to takiego?''  No i przepadliśmy. To jest książka, przy której nie da się wysiedzieć spokojnie. To jest książka, przy której się dyskutuje! 
Tak sobie pomyślałam, że są tematy ważne, na które powinniśmy z dziećmi rozmawiać, a które pomijamy. Ta książka jest świetnym pretekstem, żeby zajrzeć w głąb siebie i odpowiedzieć sobie na bardzo ważne pytania! Ta malutka książeczka nie jest wcale łatwa, nie daje gotowych odpowiedzi, angażuje czytających i właśnie to jest w niej najlepsze! Polecam. 








poniedziałek, 21 stycznia 2013

Niedziela po indyjsku.

 Jeśli na myśl o rodzinnym wypadzie do restauracji włos Wam się jeży na głowie i wyobrażacie sobie jak dziecię wasze hasa po sali restauracyjnej, a wy za nim spalając kalorie zamiast je kumulować dedykuję Wam ten wpis. 


     Zostałam zaproszona do odwiedzenia restauracji Ganesh w Warszawie. Wybraliśmy się tam w ostatnią niedzielę. Całą rodziną. Mieliśmy przetestować nie tylko menu, ale przede wszystkim opiekę nad dziećmi, jaką restauracja oferuje w niedzielę w godzinach od 13-18 oraz przez całe zbliżające się ferie. Co tu dużo pisać, jest to bardzo wygodne. Po pierwsze dzieciaki nie rozniosą restauracji podczas oczekiwania na posiłki, po drugie rodzice mają chwilę dla siebie:-) 

     Ganesh to sieć restauracji indyjskich. Restauracja, którą odwiedziliśmy mieści się na ulicy Wilczej 50/52. Wnętrza są przestronne, wcześniej działał tu klub, więc miejsca jest sporo, stoliki rozstawione są szeroko i pełno jest zakamarków gdzie większa lub mniejsza grupa gości może się poczuć swobodnie. 
Sala zabaw znajduje się na najniższym poziomie, kiedyś był tam klubowy vip room, teraz VIP-ami są tam dzieciakiJest to duże pomieszczenie, z wielkim zdjęciem Tadź Mahal na ścianie i orientalnymi lampami. Oprócz namiotu, kilku stolików, puf i krzesełek, są zabawki dla maluchów i starszaków.  Maria od razu oddała się swojej ulubionej czynności- czyli malowaniu. Z około godzinnego pobytu w restauracji przywiozła do domu zestaw gipsowych zawieszek, które własnoręcznie pomalowała. Janek zszedł na dół przez grzeczność, zarzekając się że jest już za stary na takie miejsca. Jednak Pani Magda - opiekunka znalazła i dla niego zajęcie. Najpierw przepytał z matematyki dziewczynki siedzące w sali (,,ja wiem, że one są młodsze mamo, chciałem sprawdzić ich poziom!''), a potem rozegrał mecz piłki nożnej z Panią Magdą. Byłam pod wrażeniem, że udało jej się zatrzymać w sali naszego starego wygę! W sali jest czysto, tylko trochę za ciemno, ale ma to się wkrótce zmienić. Na parterze jest miejsce do przewijania dzieci i szatnia. Można zostawić kurtki i czapy i nie trzeba obwieszać krzeseł. 
Toalety też przeszły nasz test. Czysto, papier jest, a w damskiej toalecie nawet krem do rąk! Plus. 

     Jeśli chodzi o jedzenie, to nie jestem typem wytrawnego smakosza, choć podobno świetnie naśladuje gesty Magdy Gessler. Obiad bardzo mi smakował i była to zdecydowana odmiana od kuchni włoskiej, jaką najczęściej jadamy na mieście:-) Miło zaskoczyło mnie menu dziecięce. Nie było pomidorówki, pizzy ani nawet nugetsów z kurczaka! Było jedzenie indyjskie! Oczywiście łagodnie doprawione, ale jednak indyjskie. Osobiście uważam, że dzieci powinny próbować wszystkiego i mieć możliwość kształtowania swojego gustu kulinarnego, a do tego potrzebne są różnorakie doznania smakowe. Marysia kręciła nosem, że sos zielony, że nie ma frytek, za to Jasiek przeszedł samego siebie! Zjadł swoją porcję Makhmali Kebabu (kawałki kurczaka marynowane w sosie śmietanowo-orzechowym) , pół porcji Marysi Chicken Pakory (kawałki kurczaka panierowane w mące grochowej) i spróbował jeszcze naszych dań. 
A dziś na śniadanie zażądał żebym zrobiła mu mango lassi! Wyrasta nam amator kuchni indyjskiej.
Dla mnie największym  problemem był wybór dania. Menu jest dłuuugie i podzielone na kuchnię północnoindyjską i południowoindyjską. Pierwsza jest dla mięsożerców druga dla jaroszy. Żałowałam, że nie przestudiowałam menu w domu na stronie internetowej, skorzystałam w końcu z podpowiedzi kelnera. Po przystawce i daniu głównym miałam ochotę rozłożyć się na jednej z leżanek i zapaść w poobiednią drzemkę:-)
Naszą wyprawę zaliczyliśmy do bardzo udanych. Oby więcej takich niedziel! Dzieci się nie wynudziły, rodzice nie zostali skompromitowani przez skandaliczne zachowanie potomków wyrabiających z nudów niestworzone harce. Z pełną odpowiedzialnością polecam.  

zdjęcie pochodzi ze strony www.ganesh.pl

Jan kształtujący swój smak


A w ferie opieka przez cały tydzień!


czwartek, 17 stycznia 2013

Mężczyźni wolą blondynki.

Syn mi się starzeje, a córka się zaręcza!
- Marysiu, co too?
- Pierścionek zaręczynowy od Kubusia.
- On Cię musi naprawdę lubić.
- Wiesz, Kubuś mi dał pierścionek, a potem powiedział, że mnie nie lubi. Ale wiesz...on po prostu tak oszukuje.

środa, 16 stycznia 2013

Syn się postarzał.

Na szczęście póki co chwilowo, na potrzeby balu przebierańców w szkole. W tym roku nie musiałam się zbytnio wysilać. Wystarczyły: judoka, arkusz bristolu i biały filc. 


Poniżej pierwowzór Sensei Lego


wtorek, 15 stycznia 2013

Gdy Słońce zgasło.

Co siedzi w głowie matki? Niezbadana to materia. W głowie matki siedzi plan lekcji syna, numery telefonów do przychodni, kalendarz imprez w przedszkolu córki, termin oddania książek do biblioteki oraz plan zakupów i ostatnia gazetka z Lidla. Poza tym w głowie matki tkwią sprawy zawodowe mniej i bardziej skomplikowane. Spokoju jej nie dają sterty papierów zawalających jej biurko oraz wiecznie dzwoniący telefon i kurz na półkach Z rzeczy najważniejszych są: podświadoma pewność  że każdym swoim zachowaniem wpływa na kształtowanie postaw, charakterów i nawyków dzieci swych (wiadomo bowiem że wszystkiemu są winne matki), lęk przed nieznanym: chorobami, wypadkami - tu wyobraźnia szaleje z różnorodności ewentualnych zdarzeń i klęsk. Są jeszcze sprawy różniste, ważniejsze i całkiem błahe   postanowienia i życzenia, plany odkładane na później i marzenia na potem.
Z taką oto głową rzeczona matka,  raz w roku wybiera się z ojcem na upragniony, weekendowy wypad we dwoje. Lecą sobie na zachód do słonecznej Hiszpanii. Po dniu wyczerpującym i pełnym wrażeń zakończonym kilkoma (no dobra może kilkunastoma) tapas i degustacją lokalnego wina, zmęczeni wracają do hotelu. Matka zerwana ze smyczy, uwolniona chwilowo od natłoku myśli i obowiązków z wyłączonym autopilotem  funkcji odpowiedzialność zapomina wyłączyć budzika nastawionego na codzienną udrękę. Budzik nieopatrznie dzwoni.
Nagle! Co się dzieje? Na zegarze 6:40 a za oknem całkowita ciemność.  Co jest? - myśli matka, a chwilowo tylko kobieta na lekkim kacu. Co jest?-myśli znowu zaniepokojona? 6:40 a tu egipskie ciemności? Musiała w nocy zegarek przestawić i teraz nie pamięta. W popłochu sprawdza na innych zegarkach, a tam to samo 6:40!! Więc to tak! Świat się kończy- myśli matka. Budzisz się rano, a Słońce nie wstaje. Słońce zgasło! Koniec świata! Życie w stop klatkach przebiega przed oczami. Majowie mieli rację, nieznacznie pomyliwszy się w obliczeniach!!! Co z dziećmi? Jak ja im to wytłumaczę? Co będziemy jedli, gdy rośliny przestaną rosnąć? Czy samoloty będą latać? Dlaczego syreny nie wyją, a na ulicę nie wyległy tłumy zawodzących straceńców? Gonitwa myśli trwa dobre 30 sekund. W końcu zrozpaczona, budzi swojego małżonka śpiącego dotychczas spokojnie, nieświadomego nieszczęścia, które właśnie nastało.  Mężu mój! Słońce zgasło! 6:41 dochodzi a ciemności nie ustępują! Mąż zaspany wygrzebuje się z pościeli, słucha z nieprzytomnym wzrokiem , by po chwili już całkiem przytomnie zauważyć: ,, Przecież jesteśmy na zachód od Polski, tu słońce wstaje później niż u nas i później zachodzi''
Myśl ta, jakże trzeźwa i prawdziwa rozbudza matkę do cna. Nie przyszedł jej na myśl ten argument logiczny i po inżyniersku prosty. Dla niej na całe pół minuty Słońce zgasło. 

Podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń przypadkowe.