czwartek, 28 lipca 2011

Przygoda na Mokotowie

Mam teraz w domu trójkę dzieci. Do mojej dwójki dołączyła kuzynka Patrycja. Oboje z Jasiem korzystają z atrakcji ,,Lata w mieście'' na Mokotowie. Maria jutro ostatni dzień pójdzie do żłobka..jak to zleciało. Tylko mi się w oku łezka kręci, Maria jest dumna jak paw z tego, że jest już duża i pójdzie do przedszkola oraz założy nowe różowe kapcie w kwiatki, które chomikuję w szafie.
Dzięki naszym losowankom codziennie mamy inną atrakcję i naprawdę czekam z utęsknieniem na przyszły tydzień, kiedy to dzieci 180 kilometrów dalej będą hasać po wielkoposkich polach, podczas gdy ja: i tu następuje długa lista rzeczy które zamierzam zrobić...
Nogi bolą i oczy swędzą z niedospania, bo domowe obowiązki przekładam na porę nocną, ale warto było zdecydować się na ten wysiłek bo dzięki niemu:
1. Mieliśmy okazję zaobserwować prawdziwą przyrodniczą gratkę: pogoń kota za szczurem ,na ulicy Melsztyńskiej,
2. Jedliśmy pyszne, soczyste śliwki rosnące wzdłuż ulicy Wiśniowej,
3. Pogłaskaliśmy pięknego Persa, który uciął sobie drzemkę na masce naszego auta,
4. Uciekając przed krwiożerczym dinozaurem skryliśmy się w najprawdziwszej jaskini znajdującej się we wspaniałym Muzeum Geologicznym, które będziemy teraz polecać każdemu.






W muzeum jest bardzo dużo ciekawych eksponatów. My spędziliśmy w nim półtorej godziny i dzieciaki ociągały się z wyjściem. Byliśmy jedynymi zwiedzającymi. Przemiły Pan ochroniarz udzielił nam wskazówek jak zwiedzać ekspozycję i polecił lekcje muzealne dla szkół, które odbywają się tam w roku szkolnym. Kto by pomyślał, że mamy w Warszawie jeszcze jedno fajowe muzeum!

wtorek, 19 lipca 2011

Wakacyjne losowanka

Wakacje trwają w najlepsze, a moje dzieci cały czas uczęszczają do żłobka/szkoły. Jasio raczej niechętnie. Mimo wielu atrakcji w ramach akcji ,,lato w mieście'' szkoła pozostaje szkołą, stawanie rannym świtem jest udręką, a o wcześniejszym położeniu się do łóżka nie ma mowy, bo przecież ,,są wakacje''. Marysia jest za to zadwolona i codziennie utwierdza nas w przekonaniu, że ,,kocha ciocie, a ciocie kochają Marysię''.
By wynagrodzić Jasiowi konieczność spędzania połowy wakacji w, bądź co bądź- szkole postanowiłam  zastosować system motywacyjny: wakacyjną losowankę. Przygotowałam losy-chorągiewki, na których wypisałam rozmaite atrakcje. Dzieci codziennie losują jeden los, który decyduje co będziemy robić dnia następnego. I tak: dziś byliśmy na wycieczce rowerowej, a jutro czeka nas kąpiel w fontannach. Wśród propozycji są również: basen, kino, wizyta w McDonaldzie (a co?!), odwiedziny w muzeum, park linowy, wycieczka na ulubiony plac zabaw, pieczenie pizzy, wizyta w fotoplastikonie, spotkania z UFO. Ufff...będzie po czym odpoczywać na urlopie.




czwartek, 14 lipca 2011

Jak zrobić własny wulkan.

Coraz trudniej zaimponować współczesnym dzieciom, zainteresować ich czymś na dłużej.  Świat bombarduje ich bodźcami ze wszystkich stron. Nudzą się po pięciu minutach, bawią się kilkoma zabawkami naraz, na dłużej wysiedzą tylko przed telewizorem albo komputerem, kino musi być 3D, albo 5D bo inaczej jest nudne.
Przez ostatni tydzień spędzony w domu stawałam na głowie, żeby telewizyjny potwór nie zawładnął moja dwójką na dobre. Pogoda nie była spacerowa, ale mimo wszystko spacerowalismy w deszczu, a gdy dla odmiany słońce dało nam w kość zajęliśmy sie tworzeniem wulkanu. Kto oglądał amerykańskie seriale familijne typu Bill Cosby Show, albo Pełna Chata być może pamięta odcinek, gdy jedna z nastoetnich pociech musi zrobić zadanie domowe polegające na ulepieniu wulkanu. Ja pamiętam i zawsze chciałam go zrobić.
Plastikową butelkę obłożyliśmy zgniecionymi gazetami, tak aby nie zakrywać otworu.
Powstałą konstrukcję oblepiliśmy rozwałkowaną masa solną.


Po upieczeniu w piekarniku (pół godziny w 100 stopniach Celsjusza) i ostudzeniu oraz krótkim spięciu spowodowanym rozbieżnymi zdaniami twórców w kwestii kolorystyki (różowy kontra czarny) pomalowaliśmy wulkan plakatówkami.

Do szkalnki nalałam octu i kilka kropel czerwonego barwnika spożywczego. Ufarbowany ocet wlałam do butelki stanowiącej-podstawę wulkanu. Wybraliśmy odpowiednie- najbardziej eksponowane miejsce na podwórku....zapaliliśmy sztuczne ognie oraz wsypaliśmy do octu opakowanie sody oczyszczonej.

Wulkan wybuchł!
 

wtorek, 5 lipca 2011

Nowa pasja Jana.


Zapalenie ucha i deszczowa pogoda zatrzymaly nas w domu. Czy się nudzimy? Jasio bynajmniej nie. Bilans trzech ostatnich dni: ,,Przygody Rodziny Mellopsów'' Tomi  Ungerera oraz 3 i pół książki z serii Biuro Detektywistyczne Lassego i Mai Martina Widmarka. Tym samym wszystkie urodzinowe prezenty  zostały ,,skonsumowane''. Powiedział, że ,,tak mu już zostanie'', trzymam za to kciuki. Mnie już prześcignął w ilości przeczytanych książek w tym roku. Pękam z dumy.
O książkach napiszę wkrótce, najpierw muszę je sama przeczytać:-) Jasio mówi, że warto.

niedziela, 3 lipca 2011

7 lat Janka

Jasiu kochany!
Życzę Ci, żebyś potrafił cieszyć się z rzeczy najmniejszych, odnajdywał słońce nawet gdy niebo zasłane jest chmurami, byś znalazł swoja pasję i kochal życie. Nie doroślej za szybko syneczku!

sobota, 2 lipca 2011

,,Po co ci te kinderniespodzianki?''

Tym razem z serii prace ręczne przedstawiam wynik mojego kilkumiesięcznego zbierania pojemniczków z kinderniespodzianek. Powstały etniczne korale, pomimo iż co poniektórzy nie dowierzali, że powstaną.

Do wykonania powyższych korali użyłam:
10 pojemniczków z kinderniespodzianek (można zastąpić je wysuszonymi orzechami włoskimi:-)
kawałka wzorzystego materiału o wymiarach 110 cm / 12 cm
igły z nitką i odrobiny wysiłku


Teraz pozostaje jedynie zakupić kreację pasującą do powyższych korali. Chyba wiem już kogo wyciągnę na zakupy, hmmm......