czwartek, 19 maja 2011

Londyn szlakiem muzeów

Postanowiliśmy skorzystać w końcu z zaproszenia ,,Wujka Jajka’’ i ,,Cioci Mai’’ i w lany poniedziałek ruszyliśmy do Londynu.
Bogatsza o londyńskie doświadczenia chciałabym Wam z czystym sercem zarekomendować kilka miejsc.
Oj wiele się musimy nauczyć od brytyjskich muzealników. Wszystkie muzea jakie odwiedziliśmy były świetnie przygotowane na odwiedziny dzieci w każdym wieku. Nie wspomnę o udogodnieniach takich jak przewijaki i pomieszczenia do karmienia, restauracje z dziecięcym menu i kącikami zabaw, a także przemiłą służąca pomocą na każdym kroku obsługą. Ciekawe i świetnie przygotowane interaktywne ekspozycje na wysokości oczu małych ciekawskich są naprawdę wspaniałe. Nawet w muzeach bez typowo dziecięcej ekspozycji można było dostać lub kupić przewodnik dla najmłodszych zwiedzających z zagadkami, rebusami, grami i mapkami ekspozycji. Jasio, który uwielbia wszelkie przewodniki i mapy był wniebowzięty.

W Muzeum Historii Naturalnej trzeba by było pomieszkać z miesiąc, żeby obejrzeć wszystko. My mieliśmy tylko kilka godzin. Jasio biegał z zachwytem od eksponatu do eksponatu popędzając nas na każdym kroku. Największe wrażenie oprócz szkieletu dinozaura stojącego w holu robi replika Tyranozaura naturalnej wielkości, która mruga oczami, przeraźliwie ryczy i macha ogonem. Mnie zaciekawiła ekspozycja o owadach, zwłaszcza tych zamieszkujących nasze mieszkania. Teraz gdy Jasio idzie w odwiedziny zaczyna od pytania ,,Czy u Was w dywanie też mieszkają robale?’’ (zdjęcie roztocza w powiększeniu zrobiło swoje). Zajrzelismy do wnętrza ziemi, poznaliśmy kilka nowych gatunków zwierząt, zapoznaliśmy się z najnowszą technologią...dużo wrażeń jak na jeden dzień. Wstęp do muzeum jest wolny.

Jasio i krab
wędrówka do wnętrza Ziemi
 nowy kolega Jasia

Mało, że pięknie położone w dzielnicy Covent Garden to jeszcze bardzo ciekawe. W muzeum dowiemy się wszystkiego o dwustuletniej historii transportu miejskiego w Londynie. Zaczynamy od lektyk i konnych omnibusów, by zakończyć zwiedzanie na wizji transportu przyszłości. W kasach należy poprosić o specjalną kartę dla dzieci, na której zdobywa się znaczki w kolejnych punktach ekspozycji na trasie zwiedzania. Początkowo sceptyczna szybko dałam się wciągnąć w tajniki londyńskiego transportu i biegłam za Jasiem podsłuchując dowcipnej rozmowy koni ciągnących omnibus, oglądając stroje XIX wiecznych pasażerek kolei, próbując swoich sił w prowadzeniu metra, oglądając panoramę z górnego piętra czerwonego autobusu. Och, gdyby w Warszawie powstało takie muzeum, wiem nawet gdzie-w zajezdni tramwajowej Wola!

realizm ekspozycji był zaskakujący
Jasio i kolej
    Jasio ćwiczy przepychanie się w tłumie

w prawdziwym metrze tez bylo ciekawie

Tate Modern czasu było mało, więc matka-czyli ja - puściła sie kłusem po salach, by się odhamiać w oparach sztuki, podczas gdy mąż-inżynier nieczuły na sztukę współczesną spędzał czas z dziećmi w specjalnie zaaranżowanych kącikach. Byly to małe ,,placyki zabaw'', które na pierwszy rzut oka można było wziąć za artystyczne instalacje. Dzieci były zadowolone, matka zachwycona, wizyta zaliczona jako bardzo udana, choć obiecuje sobie, że nastepnym razem wrócę tam samotnie z większym czasowym limitem.



  Jan i Maria przerabiają kubizm
zjeżdzalnia czy instalacja?
 Hurra!
National Gallery i tu nas nie mogło zabraknąć. Dzieci były sceptyczne, Jasio ożywił się dopiero gdy dostał przewodnik po galerii dla dzieci. W kolejnych salach odszukiwał obrazy i rozwiązywał związane z nimi zadania. Maria uprawiał ekwilibrystykę na barierkach okalających sale i skutecznie odwracała uwagę zwiedzających od arcydzieł śpiewając swoją popisową piosenkę o Murzynku. A ja z otwartą paszczęką rozglądałam się dookoła z zachwytem i tak jak w przypadku Tate Modern kiedyś jeszcze tam wrócę!
Zdjęć z National Gallery nie ma, bo nie można było robić i to było jedyne podobieństwo do polskich muzeów.

To były wszystkie muzea na  szlaku naszej londyńskiej włóczęgi. W planach mieliśmy o wiele więcej, a na każdym kroku dowiadywaliśmy się o nowych możliwościach. Nie byliśmy, a bardzo żałujemy w:
i wiele wiele innych...

3 komentarze:

  1. Nie pozostaje nic innego jak trochę pozazdrościć takiej wyprawy. Pozdrawiam Ania Ł.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniała wyprawa :-)
    Bardzo fajna nowa odsłona bloga :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniała wycieczka! My mamy chrzestnego w Londynie i też musimy się kiedyś tam wybrać, teraz dzięki Tobie już wiemy gdzie skierować kroki, żeby było fajnie :)

    Pozdrawiamy serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń