niedziela, 16 października 2011

Jan poszedł na studia.

Dni biegną nieubłaganie, zamieniając się w miesiące i lata. Niepostrzeżenie nasze dzieci wyrastają i pewnego dnia orientujemy się ze zdziwieniem, że aby sięgnąć synowego policzka musimy wspiąć się na palce. Ech, łapmy chwile, kolekcjonujmy dziecięce uściski i przytulajmy się, póki chcą być przytulane:-)
Refleksje mnie naszły z powodu studiów mojego syna. Tak, Jan poszedł na uniwersytet i to nie byle jaki, bo jest to Uniwersytet Dzieci. Nie powiem początki były trudne. Jan oburzył się, że w weekend serwujemy mu dodatkowe zajęcia i zamast odpoczynku od szkoły będzie musiał się uczyć. Trzymałam kciuki, żeby pierwsze wykłady mu sie spodobały. Wrócił podekscytowany z indeksem w ręku, pełen świeżo zdobytej wiedzy, którą natychmiast się z nami podzielił. Czeka już na następne zajęcia. Wieczorem naszła go odkrywcza myśl. ,,Mamo, to dobrze że teraz sobie postudiuję, bo potem już nie będę musiał i będę mial dużo wolnego czasu'' rzekł z zadowoleniem. No tak.
Uniwersytetów dla dzieci jest coraz więcej. Jednak dostać się do nich jest trudno. Trzeba pilnować terminów i być wytrwałym, ale naprawdę warto. Zwróćmy uwagę jaką dlugość mają wykłady, czy nie są zbyt dlugie i jaka jest liczba uczestników. Z doświadczenia wiem, że 6-7 letniemu dziecku trudno skupić się dlużej niż 45, maksymalnie 60 minut, a grupa powinna być niewielka, typowe wykłady w dużych salach nie sprzyjają  dłuższemu utrzymaniu zainteresowania maluchów.

1 komentarz:

  1. Jasiu gratuluję! wciąż zaskakujesz mnie swoją wiedzą!! ania

    OdpowiedzUsuń