wtorek, 9 marca 2010

Lody

,,Lody mamooo, ja chcę lody’’…zaczęło się - pomyślałam.
,,Aaaaammmm, siiii aaaammmmm’’ (tłum. jedzenie, zimne jedzenie) dołączyła Maria. Wiedziałam co to oznacza: nie dadzą mi spokoju, póki nie dostaną lodów. Przy zamrażarce stała już Maria waląc w drzwi pięścią. Jan z kanapy spokojnie koordynował akcję instruując Siostrę. Otworzyłam drzwi, mała główka zanurkowała w zimną czeluść i po chwili z posmutniałą miną rozłożyła ręce w geście bezradności i rozczarowania. Jęknęła ,,nnnn’maaa’’ (tłum. Nie ma). Czy ten naoczny brak uspokoił moje męczydusze? Bynajmniej! Jęki wydawały się coraz groźniejsze, dołączyło do nich walenie klockami w stół. Zadrżałam. Nieuchronnie czekała mnie wyprawa do sklepu, jednak świadomość konieczności:
• ubrania dwóch wijących się potworów w wiele warstw wierzchnich,
• uważnego koordynowania marszu oraz omijania psich min chodnikowych,
• dyscyplinowania młodzieży w sklepie, by nie rozbiegła się po pomieszczeniu, nie nagryzała pieczywa i nie rzucała się pod nogi innych klientów
stanowczo mnie zniechęciła. No, myśl matko kreatywna, myśl…postanowiłam zasięgnąć rady niezastąpionego wujka Gogola, tym bardziej że hałas i powszechne niezadowolenie społeczne rosło, a ja sama zaczęłam mieć ochotę na orzeźwiające lody. I znalazłam!
Niezwłocznie przystąpiliśmy do działania, na szczęście prawie wszystkie produkty były dostępne. Cała operacja trwała 10 minut, a potwory ochoczo pochłonęły swoje porcje, a potem mrużąc oczy z zadowolenia przez całe 10 minut siedziały na kanapie nie odzywając się ani słowem! Bezcenne!



P.S. Zastąpiłam duży worek zwykłą torebką foliową szczelnie zamkniętą gumką recepturką (torebka nie może być dziurawa!). Lody wyszły naprawdę niezłe, podobne w smaku do Bambino- tylko szybko się topią.

1 komentarz: