niedziela, 13 czerwca 2010

Placki z czereśniami

Dzisiaj na śniadanie były placki z czereśniami. Dlaczego? Po pierwsze dlatego, że wczoraj Dziadkowie przywieźli całe wiadro przepysznych czereśni uratowanych przed szpakami i nie zdołaliśmy ich wszystkich zjeść. Po drugie dlatego, że mogłam pozwolić sobie dzisiaj na nieśpieszne przygotowania śniadania, bo nie mieliśmy żadnych planów wyjazdowych, a pakowanie na wakacje odkładam na bliżej nieokreśloną przyszłość. A dlaczego w tak piękny dzień siedzimy w domu?


Oto rozwiązanie zagadki:


A placki wyszły naprawdę pyszne. Czereśnie wypestkowałam i chwilę gotowałam na malutkim ogniu. W tym czasie ubiłam pianę z czterech jaj ze szczyptą soli, a żółtka w osobnej miseczce rozbełtałam z połową szklanki maślanki. Żółtka delikatnie wymieszałam z białkami i jedną trzecią szklanki mąki. Smażyłam na maśle. Marysia zjadła trzy, a to już coś!

Od jutra zaczynam obmyślać plan awaryjny, aby nie zwariować uwięziona w domu z jednym dzieckiem ospowatym i drugim wkrótce ospowatym. Swoją drogą właśnie przypomniało mi się, jak chorowaliśmy z moim bratem na ospę i drapaliśmy się wzajemnie, gdy mama nie patrzyła. Nie ma jak solidarne rodzeństwo. Moje dzieci też solidarne. Maria wymusiła kilka kropek z gencjany i domaga się leków, bo jak sama twierdzi ,,Lysia tesss ooola’’ (Marysia też chora). Jasio znosi chorobę dzielnie, odkurzył dziś dawno zapomnianą kolejkę i zabudował pół pokoju trakcją kolejową.

1 komentarz:

  1. Oj, współczuję maluchom. Grunt to przetrwać tych pierwszych kilka dni. U mnie dzieci zachowały odstęp ok. 3 tygodni między ospą u córki, a ospą u synka.
    pozdrawiam
    M /makiwgiverny.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń