piątek, 19 sierpnia 2011

O Włoszech oraz dygresja o nagości.

Italia powitała nas raczej nieprzychylnie. Po uno: pierwsze zetknięcie z włoską kuchnią było porażką. Wysuszony kurczak i żeberka ,,niedoprzeżucia’’, że nie wspomnę o bajońskiej sumie jaką za tą wątpliwą ucztę zapłaciliśmy. Po due: pierwsza odwiedzona przez nas plaża, która była brudna, mega skomercjalizowana, z widokiem na hotele-wieżowce. Po tre: tajemnicze zniknięcie obudowy halogenu w samochodzie, która to została sprytnie odkręcona podczas postoju na parkingu-bez komentarza.
Na szczęście drugi dzień był o niebo lepszy.
Ale zacznijmy od początku. Właściwie to dlaczego Włochy są po polsku Włochami, a nie Italią? Teorie znalazłam dwie. Oto pierwsza, druga wysnuta przez mojego Tatę głosi, że dworzanie Bony Sforzy byli tak owłosieni, że nie dało się ich nazwać inaczej :-)
Z dziećmi zawarliśmy pakt obustronnej współpracy. Dwa dni moczenia się w morzu za jeden dzień zwiedzania. Zaczęliśmy od morza. Zniechęceni miejską plażą w kurorcie, z mapą w ręku ruszyliśmy w bardziej ustronne miejsce. Trudno o takie na włoskim wybrzeżu, zwłaszcza w jego północnej części. Zaparkowaliśmy na skraju miejscowości Eraclea Mare i udaliśmy się w kierunku przeciwnym niż tłum turystów. Podążaliśmy za grupką lokalsów, którzy przeszli przez dziurę w płocie i kroczyli ścieżyną między wybrzeżem a polem fasolki. Po godzinie marszu w upale ujrzeliśmy plażę. Pustą, dziką, piękną i dla naturystów. Oczywiście zostaliśmy. Jasio rzucił się w stronę morzą, gdyż podczas marszu zdążył już założyć na siebie niezbędny ekwipunek w postaci okularów, rurki i płetw. W drodze zapytał tylko czemu wszyscy wokół chodzą bez majtek i w pełni usatysfakcjonowała go odpowiedź, że to po prostu plaża dla golasów. Temat się już nie pojawił. Może wyda Wam się dyskusyjne, co napiszę, ale powoli staję się fanką* plaż dla naturystów (na które natrafiliśmy też w zeszłym roku na Litwie) bo:
1. są położone na uboczu i panuje tam zdecydowanie mniejszy tłok
2. można się na nich pozbyć wszelkich kompleksów
3. dzieci mają okazję zapoznać się z widokiem prawdziwego nagiego ludzkiego ciała, jakiego nie uświadczą w świecie współczesnych mediów, gdzie wszyscy są wyprasowani, wyszczupleni i podkolorowani w PhotoShopie, po prostu NIEREALNI. Wcale nie uważam, że taka plaża jest dla dzieci obrazoburcza, czy szkodliwa, widzę w niej wręcz edukacyjny potencjał. Denerwuję się, gdy czytam w gazecie o matkach skarżących się, że na basenach pod prysznicami starsze kobiety rozbierają się do naga narażając tym samym dzieci na nieestetyczny widok. No proszę Was! W świecie, gdzie na co drugim bilbordzie świeci goły cycek lub d... robi się z nagości tabu?! Na całe szczęście nasze dzieci są o wiele mądrzejsze od nas i całkiem naturalnie podchodzą do spraw nagości.
Ale o czy to miało być? A, o Italii! Oprócz moczenia się w morzu i odwiedzinach w dwóch aquaparkach udało nam się zwiedzić Wenecję, Padwę i Vicenzę. Wenecja oczywiście jest zatłoczona i zaniedbana, ale wrażenie wciąż robi niesamowite. Warto było zerwać się wcześnie z łóżek, by dotrzeć na miejsce z samego rana. Poruszaliśmy się pieszo po labiryncie wąskich uliczek i chłonęliśmy atmosferę tego miasta. Po krótkim postoju na Placu Świętego Marka i zwiedzeniu Bazyliki ruszyliśmy- raz jeszcze kierując się zasadą ,,idź w przeciwnym kierunku niż tłum’’. Dzięki tej metodzie dotarliśmy do wielu pięknych zaułków, zwiedziliśmy kilka ciekawych wystaw w kościołach przerobionych na galerie (wielką instalację wykonaną z pisanek wielkanocnych, wystawę poświęconą produkcji instrumentów smyczkowych w Wenecji, zrekonstruowane machiny wg. projektów Leonarda Da Vinci). Oprócz tego zjedliśmy kilkanaście gałek lodów oraz wypiliśmy kilka kaw, które były alibi dla skorzystania z toalet w lokalach gastronomicznych, których w Wenecji nie brakuje, czego nie można powiedzieć o toaletach publicznych.
Starówka Vicenzy i Teatro Olimpio nawet na dzieciach zrobiły wrażenie. W Padwie odwiedziliśmy kilka kościołów, w tym Bazylikę św. Antoniego, oraz dla mnie najważniejszą Kaplicę Scrovegnich z cudownymi freskami Giotta.
Nie oszukujmy się, dzieci nie były zachwycone zwiedzaniem. Wolałyby w taki upał siedzieć na plaży i pluskać się w wodzie, jednak dzielnie znosiły wojaże. Z łatwością przestawiły się na włoski styl życia, czyli popołudniową sjestę i późne obiadokolacje-codziennie pałaszowały pizzę. Kompromis sprawił, że każdy wrócił z wakacji zadowolony i pełen wrażeń. Włochy dopiero nadgryzliśmy i na pewno jeszcze tam wrócimy po więcej.

 cykada w Wenecji

                                                                     z Wenecją w tle
                                                                      Lody niebo w gębie!
Morze!!!!
Włóczykije
Blondyni w kabriolecie

Meduza
                                                                  Pląsy w Padwie
                            Z serii Polak potrafi czyli: Nietypowe wykorzystanie sztuki współczesnej


* prawdziwi naturyści byli chyba mniej zachwyceni naszą obecnością, gdyż nie poddaliśmy się wszystkim regułom panującym na tej plaży;-P pozostając jedynie półnaturystami.

2 komentarze:

  1. We Włoszech polecam Jezioro Garda - w górach - co prawda klimat nie tak upalny, ale nie uświadczyliśmy też dzikiego tłoku. Było pięknie :)

    Co do pryszniców na basenach dołączam do skarżących się matek, bo zdarza się przecież, że na basen z córeczką idzie tatuś, korzystają więc z męskiego prysznica i szatni...
    To że z bilbordów wystając gołe cycki, też mi się nie podoba, uwłacza godności kobiety, zdaje się, że na zachodzie jest tego znacznie mniej niż w PL, więc nie traktujmy tego jako standard.

    OdpowiedzUsuń
  2. Coś mi umknęło po drodze, tzn. że chyba ostatnio zaniedbałam rozmowy z Twoją mamą bo ja myślałam, że dzieci cały czas wojażą u dziadków, a tu proszę po drodze taki fajny wypad. Najbardziej zazdroszczę Wenecji. Pozdrawiam! Wierna fanka Twojego bloga Ania Ł.

    OdpowiedzUsuń