poniedziałek, 18 października 2010

Z torby matki...

Wiadomo: portfel, telefon, klucze, śniadanie do pracy, pomadka na suche usta, chusteczki-dużo chusteczek, na zasmarkane nosy, obślinione buzie, wylane soczki, rozmazane tusze, brudne buty (suche i mokre na każdą ewentualność). Przyda się długopis, by być gotowym w każdej chwili na: dopisanie dziecka na zajęcia dodatkowe lub podpisanie petycji by w mieście było więcej placów zabaw, a kierowcy nie parkowali gdzie popadnie. Poza tym płócienna torba na codzienne zakupy (reklamówkom mówimy stanowcze nie!), gazeta do poczytania w metrze (niewielki format, żeby nie trzeba było rozpościerać rąk w porannym tłoku, choć Dużym Formatem nie pogardzę). Parasolka, wyjęcie jej z torby zwiększa prawdopodobieństwo wystąpienia opadów o 99%.Krem do rąk-obowiązkowo, płyn odkażający bezwzględnie, plaster na zbite kolanko/łokieć, tabletka na ból głowy. Guma do żucia miętowa dla matki pracującej i ,,nie ostja’’ dla dziecięcia. Soczek, właściwie jeden nie wystarczy, więc co najmniej trzy, bo jeden młodsze wypija w drodze powrotnej do domu, drugi i trzeci wypijemy jeśli dzieci zapragną iść po szkole/żłobku na plac, zamiast po ludzku do domu. Przegryzka dla dziecka, które zrobi się straaaaasznie głodne ledwo skończy jeść podwieczorek w żłobku. Awizo-może w końcu uda mi się odebrać ten cholerny list i niech to na litość boską będzie informacja o wygranej w loterii, żebym mogła zostać rentierem do końca życia. Ludzik Lego, dwa kasztany, nigdy nie wiadomo kiedy mogą się przydać. Garść plastikowych nakrętek-,,bo w szkole mamo trzeba zbierać’’. Jedna z kieszeni wypchana kartami zniżkowymi i lojalnościowymi, kupony do McDonalda (noo cooo??!!) i karta rabatowa do apteki. Kalendarz i niech mi nikt nie próbuje mówić, że ,,a wiesz w telefonie też jest taka funkcja’’ bo zabije wzrokiem. Torebka z cukrem do użycia w ostatecznej ostateczności (nasypać na język i mieć nadzieję na poprawę zachowania). Najnowsza książeczka o Zuzi, a jakże. Czapeczka zrzucona z głowy z wielka fantazją. Samotna rękawiczka bez pary. Lista zakupów, której nie da się znaleźć jak jest potrzeba. A na dnie ze trzy garście okruchów. To by było na tyle.

9 komentarzy:

  1. o rany! imponująca zawartość torebki! pozdrawiam :) mama czytająca ten blog od jakiegoś czasu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za ten wpis, już dziś postaram się zorganizować jakąś dużą torbę na wszelki. a czy niemowląt to też się tyczy? bo może wtedy nie trzeba soczków i książeczek do czytania? ale pewnie trzeba mieć wkładki laktacyjne czy coś:)
    Ewa Ś

    OdpowiedzUsuń
  3. To nieprawdopodobne, że to wszystko zmieści się w torbie matki...Pozdrawiam Ania Ł.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ewa najlepiej niech to będzie wór...u malucha jeszcze dwa komplety odzieży na zmianę, pileuchy, kremik itp.itd.

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja myślałam, że nosze za dużo rzeczy... ale Ty przynajmniej dla wszystkich znajdziesz uzasadnienie:)

    Asia K.

    OdpowiedzUsuń
  6. No właśnie! Torby, torbiska - widzę, że nie tylko ja zabieram ze sobą pół domu, wychodząc z tegoż :) A jeszcze nie mam dzieci, choć już niedługo pojawi się małe Słoneczko. Uwielbiam wielkie torby, pakowne niczym walizy, które można upchnąć pod pachę i jakby co zmieścić w nich nową książkę i jeszcze ze 2 kg zakupów mięsno-warzywnych. Aha, plus ze 2 kg rzeczy kupionych przez przypadek w lumpeksie. Ciąża zmusiła mnie do noszenia maleniusich torebeczek (ze dwa banknoty, karta płatnicza, wizytówka (you never know...), chusteczki i telefon. Ale już niedługo ponownie objawię się światu z jakimś pakownym worem pod pachą:) Będę zaglądać tu częściej i zapraszam do siebie:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Chętnie skorzystam z zaproszenia:-)No to szykuj wór, bo młoda matka potrzebuje jeszcze wielu dodatkowych rzeczy!

    OdpowiedzUsuń
  8. ciekawe ile waży taka torba?

    OdpowiedzUsuń
  9. Magda, popłakałam się ze śmiechu !!!
    Moja torebka wygląda podobnie tylko że ja dodatkowo mam w zanadrzu pieluchę ... bo czasami jeszcze się przytrafi cięższy towar.. ehh

    Wiola i Ola

    OdpowiedzUsuń