Dwa tygodnie minęły jak z bicza trzasnął i tak jak przwidywałam spędzam czas na praniu ubrań i odkładaniu rzeczy na swoje miejsca. Ale najważniejsze, że wspomnienia z wakacji są świeżutkie, a opalenizna nie zdążyła wyblaknąć.
A więc miało być tak: ciepłe morze, gondolą po kanale i co wieczór pasta na kolację. Przez ospę musieliśmy zmodyfikować nasze plany. Trafił nam sie wyjazd na Mazury, więc był kajak zamiast gondoli, pasta na kolację i owszem, a o morzu będzie w nastepnym wpisie.
Pojechaliśmy do Jagłowa. Maleńka wieś na końcu świata, do której objazdowy sklep dociera trzy razy w tygodniu. Nieopodal Biebrza, krok za miedzą Biebrzański Park Narodowy. Podobno lato to najnudniejsza pora roku w parku, jak wyczytałam w drodze na miejsce w tym artykule. My jednak nie narzekaliśmy na brak wrażeń. Pięknie tu i odludnie, czas jakoś wolniej płynie, a ludzie nigdzie sie nie spieszą. Leniliśmy sie na całego, moczyliśmy się w Biebrzy i napawaliśmy wiejskim klimatem. Dzieci pozbaione telewizji obserwowały naszych sąsiadów - czyli rodzinę bocianów, które jak się okazało oprócz klekotania potrafią równiez miauczeć. A że mieliśmy prawdziwą dziecięcą bandę co dzień staraliśmy się organiozwać im rozrywki.
Oprócz tego spłynęlismy Biebrzą, odiwedziliśmy bardzo ciekawe Muzeum Wigier, odbyliśmy wycieczkę Wigierską Kolejką Wąskotorową, zwiedziliśmy Białostockie Muzeum Wsi i Twierdzę Osowiec oraz zapuściliśmy się na Czerwone Bagna. I zaliczamy ten wyjazd do bardzo udanych!
A teraz smażymy się znowu w mieście i o zgrozo dowiadujemy się co się działo przez ostatnie dwa tygodnie, kiedy to byliśmy odcięci od informacji z wielkiego świata:)
w Muzeum Wigier
w kolejce
siup do wody!
kiełbaska z ogniska
w szuwarach Czerwonego Bagna
w blasku jagłowskiego słońca
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz