środa, 7 kwietnia 2010

Święta święta i po...

Miałam w planach piękny wpis o mazurkach, ale nie wyszło. Święta poza domem z ograniczonym dostępem do internetu mi to uniemożliwiły. W każdym razie mazurki były. Było też malowanie jajek, tylko Marysia absolutnie nie dopuszczała do siebie myśli, że z jajkiem można zrobić cokolwiek innego poza zjedzeniem go. Tak więc pisanka Marii została przeżuta i połknięta. 
Piniata skończyła marnie roztrzaskana przez dzieci i dorosłych kijem. Wiosennych spacerów było stanowczo za mało, bo pogoda była - używając eufenizmu napiszę tylko że kiepska. Dzieci zjadły tyle słodyczy ile ważą. Rachunek za dentystę wystawiam na Zająca Wielkanocnego, a torbę słodkości, które zdążyłam sprytnie sprzątnąć im z oczu zachomikowałam w szafie i mam zamiar przetopić na coś bardziej strawnego. Cukier we krwi moich dzieci sprawił, że teraz są nadpobudliwe i nadruchliwe, co mam nadzieję minie w ciągu kilku dni odwyku. Zresztą ja sama jakoś tak mniej się mieszczę w odzież. Ale tlumaczę to sobie zlośliwością rzeczy martwych, które pozostawione na święta same ,,wzięły się i skurczyły''.  Wy też to macie?
,,Mamo co dziś na obiad?''
,,Żelazo i witaminy!''
czyli pieczenie mazurków
jeszcze dwa mazury dzisiaj...
malowanie i jedzenie
Jan pogromca piniat
żelkowe wnętrzności kurczaka zostały natychmiast skonsumowane

2 komentarze:

  1. a ten sernik truskawkowy piekłaś ?? szkoda że nie miałam okazji spróbować tych wszystkich ciast :( a dzieciaki miały super zabawe ;) moja pomysłowa siostra ;);*

    OdpowiedzUsuń
  2. Sernika był ale Mamy-Teściowej, ja zaordynowałam mazurki.

    OdpowiedzUsuń