poniedziałek, 11 marca 2013

Bagażnik najlepszy przyjaciel kobiety.

Co ty do cholery wozisz w tym aucie?
Takie pytanie może zadać tylko totalny abnegat, niedzielny kierowca, którego auto jest zawsze posprzątane i pachnie lasem. Moje auto służy do przemieszczania się, dowożenia, odwożenia, jest przedłużeniem mojej torebki i brakującą szafą w domu. Załóżmy że przed feriami byłam zmuszona opróżnić auto, żeby zmieścić bagaże na wyjazd. Ferie minęły, bagażnik został wypakowany, tymczasem ledwo po kilku tygodniach - znowu się nie domyka...A czemuż to, czemuż? To nie jest moja wina! Co ja zrobię, że w ostatni piątek okazało się, że w pracy zalega pięć moich pojemników ,,lunchowych''. ,,Trzeba je zabrać do domu'' - pomyślałam i wpakowałam je do torby. W ferie uzbierała się też cała torba plastikowych nakrętek, a wiadomo przecież: że dzieci mam, że dzieci do szkół chodzą, a w szkołach zbierają korki. Zarzuciłam więc na plecy i wór nakrętek. Wszystko wylądowało w bagażniku. Przed odbiorem dzieci zdążyłam jeszcze wpaść do sklepu na małe zakupy. Potem po dzieci. Jeśli to akurat czwartek, to syn wychodzi ze szkoły z  trzema plecakami: zasadniczym, basenowym i ,,judowym''. Do tego może dojść np. makieta wiejskiej farmy w formacie A2. Ze szkoły, do przedszkola po córkę. Córka wychodzi z naręczem rysunków i plastelinowym urobkiem dnia. Bagażnik się ledwo domyka. Wożę w nim również torbę z ciuchami do oddania, przecież jak tylko zobaczę jakiś pojemnik PCK zatrzymam się i je tam wrzucę, tylko jakoś od dwóch tygodni żadnego nie spotkałam. Jest też hulajnoga, w razie gdybym musiała gdzieś iść z Marysią i jej nogi odmówiłyby współpracy. Paczka gliny, z której ulepie coś naprawdę ekstra, jeśli tylko przy sprzyjających wiatrach (mąż w domu przed 20, odrobina energii życiowej i nastrój twórczy) dotrę do pracowni. Jest jeszcze czapka i kilka szalików, które zostały porzucone w aucie podczas niespodziewanego ataku wiosny dwa tygodnie temu. Z tego samego powodu wożę też grabie, gdyż byłam pewna że uda mi się w weekend odwiedzić działkę i ją ,,przeczesać''. No a teraz wyobraźcie sobie, że zmęczona całym dniem, na nogach od 10 godzin usiłuje znaleźć miejsce parkingowe pod blokiem. Oczywiście mi się to nie udaje, zważywszy na fakt, że każdy mieszkaniec ma chyba ze trzy samochody na łebka. Parkuje więc kilometr od bloku i zadaje sobie zasadnicze pytanie ,,Co zabrać''. Po chwili zadumy decyduję, że zabiorę dzieci, plecak zasadniczy i niezbędne zakupy. Reszta czeka na kolejne wakacje i konieczność posprzątania bagażnika.

6 komentarzy:

  1. Z satysfakcją stwierdzam postęp pokoleniowy!
    Ja nadal nosze wszystko w torebce, raczej... torbie, raczej... worze. Jak wiesz najczęściej chodzę pieszo, bo odległości małolmiasteczkowe.
    Samochód traktuję wyłącznie jak narzędzie pracy. Ale moje młodsze koleżanki niczym sie od Ciebie nie różnią. Jechałam z Jedną, musiałam czekać dobrą chwilę zanim opróżniła fotel pasażera i wszystko wokół z "dzieciowych dupereli". Przed Toba , w dalekiej perspektywie, podbieranie kluczyków przez Jana. ściskam M.

    OdpowiedzUsuń
  2. O nie jestem sama :) wzbudzając zdumienie pakujęmarketowe zakupy na tylne siedzenia bo w bagazniku tłok. Doniczki i paletki do wywiezienia na działkę (czekają od jesieni) i graty z bagażnika męża, któremu raz pożyczyłam auto (swoje oddał do mechanika) wiecie co zrobił? Przełożył na czas mechanika wszystko do mego, gdy swoje auto odebrał - najpotrzebniejsze rzeczy przełożył do swojego bagażnika a u mnie zostawil całą resztę! Tzn niewiadomo co , klamoty itp z ktorymi w zasadzie nie wiem co zrobić- wyrzucića tak glupio bo to jego. Ale skoro mu tego nie brakuje to pewnie to niepotrzebnie graty.ach niech się ciepło zrobi to to odgruzuję!

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytając co napisałaś miałam cały czas wrażenie, że zaglądałaś do mojego bagażnika ;) tylko zamiast grabi były tam sanki i jabłuszka do zjeżdżania :)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja życzę Ci tylko,żebyś zawsze znalazła miejsce parkingowe pod blokiem bo z tym całym bagażem to więcej nic się nie da zrobić. Taka już domena kobiety, a tym bardziej matki. Ania Ł.

    OdpowiedzUsuń
  5. jak czytałam ten post przypomniało mi się jako to ja pedantka byłam....KIEDYŚ....za nim zdałam prawo jazdy, zanim zalozyłam rodzinę, zanim urodziłam drugiego syna (bo po pierwszym, jednym mniej sprzatania), w aucie wychuchane wydmuchane, w domu zero kuchu, żadnego odbitego palca na szybie...no ale czas i sytuacja zmienia ludzi. TERAZ nie razi mnie kolejna plama na dywanie, nowy rysunek na ścianie, czy zlew pełen naczyń i w nosie mam poobijanie paluszki moich chłopaków na szybach, a w aucie nie sprzatam co tydzien, jak dawniej. tony piachu, porozwalane chusteczki, akcesoria dziecięce, przydatne mniej lub bardziej sprzęty.burdel na kołach. i wcale nie przejmuje sie tym co mowia inni, zyje według własnych zasad. bo TEN burdel to jest mój BURDEL.
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wlaśnie przyniosłam do domu wieeelki plecak z wyjazdu przedświatecznego i to tylko po to by przywieź ziemniaki (od babci) i pomidory na działkę, inaczej czekałby pewnie do weekendu majowego - by oczywiście znowu tam do wpakować ;)
    Jak posprzątam i poukładam porządek mam jakiś tydzień... :)
    I dla mnie dziwne są puste bagażniki :)

    OdpowiedzUsuń