poniedziałek, 21 stycznia 2013

Niedziela po indyjsku.

 Jeśli na myśl o rodzinnym wypadzie do restauracji włos Wam się jeży na głowie i wyobrażacie sobie jak dziecię wasze hasa po sali restauracyjnej, a wy za nim spalając kalorie zamiast je kumulować dedykuję Wam ten wpis. 


     Zostałam zaproszona do odwiedzenia restauracji Ganesh w Warszawie. Wybraliśmy się tam w ostatnią niedzielę. Całą rodziną. Mieliśmy przetestować nie tylko menu, ale przede wszystkim opiekę nad dziećmi, jaką restauracja oferuje w niedzielę w godzinach od 13-18 oraz przez całe zbliżające się ferie. Co tu dużo pisać, jest to bardzo wygodne. Po pierwsze dzieciaki nie rozniosą restauracji podczas oczekiwania na posiłki, po drugie rodzice mają chwilę dla siebie:-) 

     Ganesh to sieć restauracji indyjskich. Restauracja, którą odwiedziliśmy mieści się na ulicy Wilczej 50/52. Wnętrza są przestronne, wcześniej działał tu klub, więc miejsca jest sporo, stoliki rozstawione są szeroko i pełno jest zakamarków gdzie większa lub mniejsza grupa gości może się poczuć swobodnie. 
Sala zabaw znajduje się na najniższym poziomie, kiedyś był tam klubowy vip room, teraz VIP-ami są tam dzieciakiJest to duże pomieszczenie, z wielkim zdjęciem Tadź Mahal na ścianie i orientalnymi lampami. Oprócz namiotu, kilku stolików, puf i krzesełek, są zabawki dla maluchów i starszaków.  Maria od razu oddała się swojej ulubionej czynności- czyli malowaniu. Z około godzinnego pobytu w restauracji przywiozła do domu zestaw gipsowych zawieszek, które własnoręcznie pomalowała. Janek zszedł na dół przez grzeczność, zarzekając się że jest już za stary na takie miejsca. Jednak Pani Magda - opiekunka znalazła i dla niego zajęcie. Najpierw przepytał z matematyki dziewczynki siedzące w sali (,,ja wiem, że one są młodsze mamo, chciałem sprawdzić ich poziom!''), a potem rozegrał mecz piłki nożnej z Panią Magdą. Byłam pod wrażeniem, że udało jej się zatrzymać w sali naszego starego wygę! W sali jest czysto, tylko trochę za ciemno, ale ma to się wkrótce zmienić. Na parterze jest miejsce do przewijania dzieci i szatnia. Można zostawić kurtki i czapy i nie trzeba obwieszać krzeseł. 
Toalety też przeszły nasz test. Czysto, papier jest, a w damskiej toalecie nawet krem do rąk! Plus. 

     Jeśli chodzi o jedzenie, to nie jestem typem wytrawnego smakosza, choć podobno świetnie naśladuje gesty Magdy Gessler. Obiad bardzo mi smakował i była to zdecydowana odmiana od kuchni włoskiej, jaką najczęściej jadamy na mieście:-) Miło zaskoczyło mnie menu dziecięce. Nie było pomidorówki, pizzy ani nawet nugetsów z kurczaka! Było jedzenie indyjskie! Oczywiście łagodnie doprawione, ale jednak indyjskie. Osobiście uważam, że dzieci powinny próbować wszystkiego i mieć możliwość kształtowania swojego gustu kulinarnego, a do tego potrzebne są różnorakie doznania smakowe. Marysia kręciła nosem, że sos zielony, że nie ma frytek, za to Jasiek przeszedł samego siebie! Zjadł swoją porcję Makhmali Kebabu (kawałki kurczaka marynowane w sosie śmietanowo-orzechowym) , pół porcji Marysi Chicken Pakory (kawałki kurczaka panierowane w mące grochowej) i spróbował jeszcze naszych dań. 
A dziś na śniadanie zażądał żebym zrobiła mu mango lassi! Wyrasta nam amator kuchni indyjskiej.
Dla mnie największym  problemem był wybór dania. Menu jest dłuuugie i podzielone na kuchnię północnoindyjską i południowoindyjską. Pierwsza jest dla mięsożerców druga dla jaroszy. Żałowałam, że nie przestudiowałam menu w domu na stronie internetowej, skorzystałam w końcu z podpowiedzi kelnera. Po przystawce i daniu głównym miałam ochotę rozłożyć się na jednej z leżanek i zapaść w poobiednią drzemkę:-)
Naszą wyprawę zaliczyliśmy do bardzo udanych. Oby więcej takich niedziel! Dzieci się nie wynudziły, rodzice nie zostali skompromitowani przez skandaliczne zachowanie potomków wyrabiających z nudów niestworzone harce. Z pełną odpowiedzialnością polecam.  

zdjęcie pochodzi ze strony www.ganesh.pl

Jan kształtujący swój smak


A w ferie opieka przez cały tydzień!


3 komentarze:

  1. Mmmm, musiało być pysznie, uwielbiam indyjskie jedzenie! I fajny pomysł z tą salą zabaw dla dzieciaków - odrobina wytchnienia dla rodziców przy posiłku jest czasem na wagę złota;)

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja nigdy nie byłam w indyjskiej restauracji i aż mi ślinka cieknie na myśl o tym jedzeniu. A w tej chwili jestem taka głodna... Pozdrawiam Ania Ł.

    OdpowiedzUsuń
  3. wow, nasz młody jeszcze indyjskiej kuchni nie próbował...
    czas to nadrobić :)

    OdpowiedzUsuń