To były nasze pierwsze wczasy typu AL czyli żryj, pij i wyda... No, wiecie o co chodzi. Zapowiadało się pięknie. Jedzenie podane pod nos, basen, morze, temeperatury powyżej 30 stopni, idealne do absorpcji witaminy D. Po trzech dniach takiej laby popadłam jednak w przygnębienie wakacyjne. Przeczytałam wszystko co wzięłam, od deski do deski, od słońca dostałam uczulenia, nie mówiąc o przeżarciu i stopach poparzonych od nagrzanej posadzki. Miałam poczucie traconego czasu i bezproduktywności. Usiłowałam przekonać samą siebie, że o to właśnie chodzi w wakacjach, ale nie udało się. Na szczęście małżonek podzielał moje odczucia. Dlatego czwartego dnia wypożyczyliśmy auto, by ruszyć zwiedzać. Był tylko malutki problem, dzieci w odróżnieniu od nas były zachwycone swoim położeniem. Stojąc na brzegu basenu mówiliśmy im o ciekawości świata, o bujnej kreteńskiej faunie i florze, którą można zobaczyć jedynie ruszając się z miejsca, o kulturze, sztuce i klimacie. Jak grochem o ścianę. Ani myśleli wyściubiać nosy z chlorowanej wody. W końcu posłużyliśmy się prośbą, groźbą i przekupstwem, wykorzystaując fakt, że lody dostępne w hotelu były mało jadalne. Dzieci zrezygnowane wylazły z basenu i dały zapakować się do auta. Oczywiście był to wychowawczy dylemat. Zrobić wszystko, by dzieci były zadowolone, czy iść na kompromis, by zaspokoić także swoje potrzeby. Osobiście jestem zwolenniczką wychowania, które przygotowuje dzieci do tego, że życie to nie pasmo samych sukcesów i przyjemności. Czasem trzeba chodzić na kompromisy i rezygnować ze swoich zamiarów. Zawarliśmy pakt. Po trzech dniach ,,nadbasenowych'' ruszyliśmy na wycieczki z obietnicą codziennej kąpieli.
W ten sposób:
kupiliśmy miód tymiankowy na lokalnym bazarze
Obserwowaliśmy rybaków i statki w porcie w Chani
plażowaliśmy na jednej z najlepszych plaż w Grecji
przeżyliśmy mrożącą krew w żyłach (przynajmniej dla mnie) wycieczkę na najpiękniejsza plażę Krety - Balos
Balos - widok z góry
Żałuję tylko, że nie zabraliśmy odpowiedniego obuwia na górskie wycieczki
Zwiedziliśmy największą atrakcję wyspy - Knosos (szkoda, że przewodników w języku polskim-brak)
Jasio w drodze przeczytał na głos wszystkie legendy związane z tym miejscem. Czyli o budowniczych labiryntu : Dedalu i Ikarze oraz o Minosie władcy Krety i jego synu Minotaurze, jak również o Tezeuszu i Ariadnie.
Odwiedziliśmy Kretaquarium z rekinami i wszelką morską fauną
I byliśmy na jeszcze jednej pięknej plaży, położonej tak, że jedyna dojście do niej było skalnymi schodkami-pół godziny w dół. Maria dzielnie pokonała trasę w obie strony na własnych nogach!
A potem wróciliśmy do basenu:-)
pozazdrościć! :) FAJNIE, że się udało "przekonać" dzieciaki do zwiedzania!
OdpowiedzUsuńtak naprawdę wyjazd jednak się udał.Pozdrawiam Ania Ł.
OdpowiedzUsuń