Pokazywanie postów oznaczonych etykietą czytamy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą czytamy. Pokaż wszystkie posty

sobota, 26 stycznia 2013

Burza emocji

A było to tak: w zeszły czwartek Marysia zaręczyła się z Kubusiem. W piątek przy kolacji oznajmiła, że ponieważ ani Mama Kubusia, ani Ciocie z przedszkola sobie z nim nie dają rady, to ona też sobie nie da. 
W poniedziałek powiedziała, że wyjdzie za mąż za Bartka, tylko on o tym jeszcze nie wie. Natomiast wczoraj tuż po jasełkach oznajmiła, że jednak jej wybrankiem jest Adaś, który brawurowo zagrał Józefa w przedstawieniu. 
Zaczęło się!
Postanowiłam niezwłocznie wkroczyć z interwencją wychowawczą. Posłużyłam się pomocą dydaktyczną w postaci książki z serii Dzieci Filozofują Oscara Brenifiera pt. ,,Uczucia. Co to takiego?''  No i przepadliśmy. To jest książka, przy której nie da się wysiedzieć spokojnie. To jest książka, przy której się dyskutuje! 
Tak sobie pomyślałam, że są tematy ważne, na które powinniśmy z dziećmi rozmawiać, a które pomijamy. Ta książka jest świetnym pretekstem, żeby zajrzeć w głąb siebie i odpowiedzieć sobie na bardzo ważne pytania! Ta malutka książeczka nie jest wcale łatwa, nie daje gotowych odpowiedzi, angażuje czytających i właśnie to jest w niej najlepsze! Polecam. 








poniedziałek, 14 maja 2012

Kupiłem sobie dwa Wajraki!

Tak właśnie syn oznajmił Tacie po powrocie z Warszawskich Targów Książki. Ostatnim razem Jasio jeszcze nie był samodzielnycm czytelnikiem. Zapach farby drukarskiej, nowości na stoiskach i znane twarze wokoło wynagrodziły nam upal panujący w PKiN. Tym razem wybraliśmy się po autograf Adama Wajraka, autora ,,Przewodników prawdziwych tropicieli'' oraz by rozejrzeć się trochę i chłonąć wspaniałą atmosferę Jasio przed wyjściem z domu przytomnie opróżnił swoją skarbonkę. Całą jej zawartość wydał na brakujące przewodniki. Jak dotąd ukazały się trzy: Zima, Lato i Jesień.  Po godzinie stania w kolejce ucięliśmy sobie miłą pogawędkę z Panem Adamem i opowiedzieliśmy o sójkach, które zamieszkują naszą działkę. Pan Adam spełnił prośbę Jasia i wpisując dedykację do książki namalował orła. Dzień zaliczyliśmy do bardzo udanych, zwłaszcza że zakupiliśmy kilka innych ciekawych pozycji książkowych.
satysfakcja z dobrze wydanych oszczędności
na specjalne życzenie ,,Wujka Jajka'' zdjęcie w pełnym składzie

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Międzynarodowy Dzień Książki

Dziś świetna okazja, żeby podzielić się z Wami naszymi ulubionymi lekturami.

Seria ,,Poczytaj mi mamo'' Wydawnictwa Nasza Księgarnia. Któż nie pamięta tych małych książeczek z bajką na ,,jeden raz''? Czym się różniły od współczesnych książek dla dzieci? Były świetnie napisane (znani autorzy) i pięknie zilustrowane (wspaniali ilustratorzy), za to skromnie wydane w czasach reglamentacji papieru i miękkich okładek. Współczesne wydanie rekompensuje ich jedyną wadę. Cieszę się, że moje dzieci chętnie słuchały tych bajek. Ja czytając je wracałam do dzieciństwa, a one być może będą do nich wracać za kilkadziesiąt lat. Książki są w twardej oprawie, na kredowym papierze, więc może dotrwają do czasów wnucząt.

Płakaliśmy ze śmiechu czytając Snoopiego!  No może prócz Marysi, która nie za bardzo czai ten dowcip. Zabraliśmy tę książkę na ferie i żeby starczyła na cały wyjazd dawkowaliśmy sobie po kilka stron dziennie. Uważam, że to wspaniała lektura, pisana z poczuciem humoru, które mi bardzo odpowiada  i które zamierzam przekazać swoim dzieciom. Tłumacząc Jasiowi zawiłość niektórych żartów ubawiłam się świetnie. Nie bez znaczenia jest fakt, że nowe tłumaczenie zrobił Michał Rusinek.



Svena Nordqvista kochamy prawie tak bardzo jak Astrid Lindgren. Przygody Findusa i Pettsona wprost uwielbiamy. Sven Nordqvist nie tylko pisze, ale również ilustruje i to jak! Można te książki oglądać w kółko i za każdym razem odkryjemy coś nowego. Zachwyciła nas zwłaszcza ,,Gdzie jest moja siostra'' z surrealistycznymi ilustracjami pełnymi zadziwiających szczegółów.



Może wyjdę na samoluba, ale ponieważ uwielbiam opowiadania Etgara Kereta od razu zainteresowałam się książką, którą napisał dla dzieci: ,,Tata ucieka z cyrkiem''. Nie zawiodłam się, od razu da się wyczuć jego przewrotne poczucie humoru. Całości dopełniają bajecznie kolorowe ilustracje Rutu Modan. To książka o tym, że czasem dzieci są bardziej poważne niż ich rodzice i że warto realizować swoje marzenia, nawet jak się ma dzieci! Ech ten tata...zresztą przeczytajcie sami.


Nusia jest outsiderem, na dodatek ma bujną wyobraźnię - dlatego mamy do niej wielką słabość. Każda wypożyczona przez nas książka o Nusi jest czytana przynajmniej trzy razy, bo Nusia to naprawdę świetna dziewczyna! Zachwyca mnie to, że dzieci rozumieją te historyjki lepiej niż dorośli, co jest tylko dowodem na to, jak świetnym obserwatorem jest autorka i zarazem ilustratorka tych opowieści: Pija Lindenbaum.

A na pożegnanie bojowe zawołanie: Czyt, Czyt, Czytaj!!!!


wtorek, 7 lutego 2012

Samba

Oto szkoła samby na miarę naszych możliwości.
W tle ,,Atlas świata. Ameryka Południowa'' z ilustracjami Daniela de Latour'a, pięknie wydane przez Wydawnictwo LektorKlett która zainspirowała nas do zabawy. A do tańca najlepiej przygrywa Brazilian Beat Putumayo.

środa, 11 stycznia 2012

Zupa marchewkowa na kolację

Osobiście uważam, że od najmłodszych lat powinniśmy kształtować gust naszych dzieci. Opieram sie przed kupowaniem zabawek/ubrań/książek na które upierają się moje dzieci, a które mnie się nie podobają. Ważne jest dla mnie również, aby ich poczucie humoru poszło w odpowiednim kierunku i by w przyszłości zaśmiewały się z Latającego Cyrku Monty Pythona czy Kabaretu Potem, a nie z żartów gastrycznych prezentowanych chociażby w popularnych gazetkach dla dzieci, czy gagów z filmów z Hanah Montaną w roli głównej. Wykorzystuję w tym celu książki, filmy, spektakle teatralne a nawet gry komputerowe i przy okazji sama się świetnie bawię:-)
Przyznam się, że książkę tą zakupiłam sobie samej na urodziny. Przeczytałam w święta wywiad z autorką i pomyślałam, że muszę mieć. ,,Gratka dla małego niejadka'' Emilii Dziubak  jest pięknie ilustrowana i wydana z dużą starannością.  Dzieci wyrywały ją sobie z rąk, mimo stonowanej kolorystyki i nieco ponurawych postaci (np. rodzinka owoców suszonych). Poczucie humoru wspaniałe! Dzieciaki, a ja wraz z nimi chichrałam się na widok truskawy w ekwpiunku nurka, pływającej w ,,słodkim kompociku'', czy labiryntu pt. ,,wygoń robaka z kapusty''. Cudo! A najlepsze jest to, że przepisy prezentowane w książce są proste i łatwe do przygotowania dla dzieci. Najlepszy dowód na zdjęciach poniżej:

rekonesans
                                                               przygotowanie składników
(dziękujemy stukrotnie Kochanej Sąsiadce za pożyczkę marchewkową!)
degustacja

wtorek, 5 lipca 2011

Nowa pasja Jana.


Zapalenie ucha i deszczowa pogoda zatrzymaly nas w domu. Czy się nudzimy? Jasio bynajmniej nie. Bilans trzech ostatnich dni: ,,Przygody Rodziny Mellopsów'' Tomi  Ungerera oraz 3 i pół książki z serii Biuro Detektywistyczne Lassego i Mai Martina Widmarka. Tym samym wszystkie urodzinowe prezenty  zostały ,,skonsumowane''. Powiedział, że ,,tak mu już zostanie'', trzymam za to kciuki. Mnie już prześcignął w ilości przeczytanych książek w tym roku. Pękam z dumy.
O książkach napiszę wkrótce, najpierw muszę je sama przeczytać:-) Jasio mówi, że warto.

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

W sobotę były urodziny Hansa Christiana Andersena...

czyli Międzynarodowy Dzień Książki dla Dzieci. Postanowilismy ten dzień uczcić wyjątkowo. Po pierwsze zrobiliśmy sobie całodniową przerwę od telewizji (wyłamali się tylko rodzice, zaraz po tym jak dzieci usnęły-ale o tym cicho sza!). Spędziliśmy dzień na powietrzu korzystając z prawdziwie wiosennej pogody. A dzieci dostały od nas po książce.
Dla Jasia ,,Grzeczna'' Gro Dahle i Sveina Nyhus'a. Co prawda książka ma bardzo dziewczęcy design, ale o dziwo Jasia to nie zniechęciło. Jest to pierwsza książka, którą przeczytał sam. Ilustracje są piękne, a historia poruszająca i pouczająca, przynajmniej ja się wzruszyłam do łez. Bohaterką jest Lusia, dziewczynka, która była tak grzeczna, że ludzie wokół przestali ją zauważać, aż w końcu Lusia zniknęła. Jeżeli chcecie się dowiedzieć, czy Lusi udało sie powrócić do świata sięgnijcie po tą wspaniłą książkę z przepięknymi ilustracjami.

Dla Marysi ,,Malutka Czarownica'' Otfrieda Preussler'a z ilustracjami Danuty Kownackiej. Jest to książka, którą pamiętam z dzieciństwa. Zaczęłam ją czytać będąc w odwiedzinach u znajomych rodziców, nie udało mi się wtedy jej przeczytać, ani nie znalazłam jej w bibliotece. Gdy ujrzałam ją ostatnio w księgarni od razu postanowiłam ją nabyć. Teraz na pewno ją dokonczę! Poza tym znam pewną małą czarownicę, której książka na pewno sie spodoba.



czwartek, 20 stycznia 2011

O psie, który mówił po polsku

Po co nam Clifford, po co nam Marta –pies który mówi, skoro mamy naszego, swojskiego, poczciwego Ferdynanda? Sama bym sobie zapewne o nim nie przypomniała, gdyby nie splot zbiegów okoliczności. Po pierwsze przeczytałam jakiś czas temu świetny wywiad z Ludwikiem Jerzym Kernem,po drugie dostaliśmy od kuzyna, który nie wiadomo kiedy wydoroślał, wydanie ,,Zbudź się Ferdynandzie'' Naszej Księgarni z lat siedemdziesiątych. Solidna księga z niezapomnianymi ilustracjami Kazimierza Mikulskiego. Po trzecie wybraliśmy się, za namową znajomej, na spektakl ,,Ferdynand Wspaniały'' do Domu Kultury Działdowska. W trakcie spektaklu doznałam olśnienia po którym całymi wersami zaczął powracać do mojej pamięci tekst Kerna, którego jako dziecko słuchałam z kaset magnetofonowych* Postanowiłam niezwłocznie zakupić audiobook. Gdy tylko go odsłuchałam odkryłam z zaciekawieniem, że śmieję się teraz w zupełnie innych momentach niż kiedyś. No cóż…bo to jest po prostu literatura dla dużych i małych i jedni drugim wcale nie przeszkadzają.


* kaseta magnetofonowa to taki przedpotopowy nośnik informacji powszechny zanim wymyślono płyty cd

wtorek, 4 stycznia 2011

J+E=WMBK

- Jasiu, kim chciałbyś zostać jak dorośniesz?

- Księdzem

- A dlaczego?

- Bo ksiądz nie musi mieć żony.

Takie było podejście mojego syna do instytucji małżeństwa i do instytucji kobiety przy okazji. Ale czemu się dziwić, kiedy w szkole same nauczycielki, koleżanki nieproszone spakują plecak, przygładzą grzywkę i nadąsane upomną, że się nie pożegnał jak należy. W domu siostra hetera rozstawia starszego brata po kątach, a przy obiedzie potrafi zwrócić uwagę ,,Jedz i nie gadaj!’’. Zresztą matka nie lepsza!
No więc kobiety stały u Jasia na straconej pozycji. Są oczywiście wyjątki od reguły. Czasem siostra potrafi być słodka, kuzynki to najlepsze kumpele do zabaw, a idolką stała się Edyta Jungowska. A jak się zaczęła ta fascynacja? Na mikołajkach w Teatrze Studio, gdzie Jasio poznał Panią Edytę osobiście. Wystartował w konkursie, który prowadziła. W nagrodę dostał audiobooka nagranego przez Edytę Jungowską z Pippi Pończoszanką Astrid Lingren. No i się zaczęło. Najpierw wysłuchał Pippi, potem zażyczył sobie ,,Dzieci z Bullerbyn''. Powiedziałam że owszem, może od Mikołaja dostanie, na to on, że to za dużo czekania i ruszył w stronę skarbonki. Ewenement to wielki, bo od dawna wiadomo, że Jasio zbiera na wyjazd do Legolandu i wydaje swoją gotówkę z największą niechęcią. Tym razem bez zmrużenia oka wyskoczył z kasy. Sześć godzin słuchania Dzieci z Bullerbyn! Potem pod choinką znalazł kolejną Pippi. Teraz do kolekcji brakuje mu już tylko ostatniej części. Szczerze mówiąc nie przepadam za audiobookami, bo rodziców rozleniwiają, a przecież wiadomo, że codzienne czytanie dziecku jest ich obowiązkiem! Ale cóż, Jasio woli jak mu czyta Edyta i nawet trochę jestem zazdrosna o tę znajomość. Zwłaszcza gdy zdarza mu się na dobranoc ucałować Edytę w okładkę, a w google wpisywać z uporem maniaka ,,edytajungowskagry''. Płyty sa naprawdę ładnie wydane, do każdej dołączone są książeczki z wycinankami, a Edyta musze przyznać czyta fantastycznie.
Astrid Lingren nie trzeba reklamować. Uwielbiamy! Przy Emilu ze Smalandii śmiejemy się do rozpuku! Dzieciom z Bullerbyn zazdrościmy Bullerbyn. Pippi zazdrościmy konia, samodzielności, piegów i szalonych pomysłów. A jak Jasio juz pojedzie do Legolandu to następna zbiórka funduszy będzie na wyjazd tu.
 
 
 
 
P.S.
A jeżeli traficie na spektakl Pippi Pończoszanka w Teatrze Dramatycznym to idźcie KONIECZNIE! My wybieramy się powtórnie jak tylko będzie w repertuarze.

środa, 6 października 2010

Mądra Mysz i Zuzia

Gdybyście obudzili mnie w środku nocy pytając jak ma na imię moja córka prawdopodobnie odparłabym Zuzia! A dlaczego? A dlatego, że Marysią zawladnęły książeczki o przygodach pewnej Zuzi, z serii Mądra Mysz wydawnictwa Media Rodzina. Jest to seria książeczek z historiami z życia wziętymi w sam raz dla maluchów przed którymi codzień stoja nowe wyzwania. I tak: co rano Maria wkłada do swojej torby dwie książeczki i przegląda je w drodze do żłobka (już wie, że kierowca nie może jednocześnie prowadzić i czytać), książeczki czekają w żłobkowej szafce kilka godzin i wsiadają z Marysią do metra, gdzie czytamy je umilając sobie przejażdzkę, następnie do wieczora są kilka razy przeglądane, by zgodnie z wieczornym rytuałem przeczytać je po raz ostatni. W zależności od historii Marysia każe Zuzię nazywać swoim imieniem lub odwrotnie, ciocia z przedszkola Zuzi musi mieć na imię Sylwia - jak ulubiona ciocia Marysi ze żłobka. Fikcja miesza się z rzeczywistością, Marysia staje się Zuzią i na odwrót. Wszelkie zmiany w treści niezgodne z intencją mojej córki są głośno protestowane. Znam te historyjki na pamięć i mam czasem ochotę cisnąć je w ciemny kąt lub zakopac w doniczce...ale z drugiej strony: dzięki Zuzi, która chodzi na basen Marysia zaczęła myć włosy bez wrzasku i ryku, dzięki Zuzi która idzie do przedszkola łatwiej przeszła przez adaptację w żłobku (w dziki zachwyt wprawily ją sedesy w żłobku, które okazały się identyczne jak te na ilustracji w książce), a dzięki Zuzi idącej do dentysty dzielnie wytrzymała pierwsze borowanie. Także w gruncie rzeczy: Dziękuję Ci o Zuziu!




P.S.
Jasio uwielbiał książeczki o Franklinie, których mamy całą stertę. Filozofia taka sama, książeczki mają slużyć oswajaniu dziecku trudnych sytuacji i nowych pojęć. Jednak im Jaś był starszy, tym więcej pytań go nurtowało: Dlaczego tylko żółw Franklin ma prawdziwe imię podczas, gdy reszta jego znajomych to po prostu Lis, Niedźwiedż i Bóbr?; Dlaczego siostrzyczka Franklina rodzi się w szpitalu skoro każdy przedszkolak oglądający Animal Planet wie, że żółwie składaja jaja?; Jak radzi sobie z codziennymi obowiązkami ślimak, który nie ma ani rąk, ani nóg? Dlatego w pewnym momencie zarzuciliśmy czytanie Franklina. Obawiam się, że z Zuzią może być trudniej, bo to jednak dziewczynka, a mimo iż książeczki są tłumaczone z niemieckiego to realia są dość podobne (mimo kilku nieścislości).


czwartek, 16 września 2010

Dixit

Co kupić dziecku w prezencie? Za każdym razem mam potworny dylemat. Czy ulegać chwilowym modom i kupować upragnione przez dziecko zabawki, które nam się nie podobają? Czy jest sens tłumaczyć, że mimo iż wszyscy koledzy/koleżanki mają to on/ona nie musi? Czy może ulegać chwilowym słabościom, nurtom kreowanym w gabinetach marketingowców od reklamy dla dzieci? No cóż czasem ulegamy, choć staramy się przekonywać do swoich racji. Na ostatnie urodziny Jasiek dostał od nas niezwykłą grę. To gra Dixit. ,,Autorem gry jest Jean-Louis Roubira, lekarz pracujący w szpitalu w Poitiers z młodymi pacjentami przeżywającymi trudności w środowisku szkolnym i poza nim. W 2007 roku gra była przedmiotem badań, które przeprowadzono na grupie nastoletnich pacjentów z objawami zaburzeń osobowości. Po kliku rozgrywkach zaobserwowano u nich znaczną poprawę formułowanych wypowiedzi oraz relacji z innymi. Gra może być zatem doskonałym narzędziem pedagogicznym i terapeutycznym.

Aż 84 pięknie ilustrowane karty to efekt półrocznej pracy - znanej we Francji paryskiej ilustratorki Marie Cardouat. Jej kolorowe ilustracje emanują ciepłem i świeżością, jakby były ze świata na pograniczu marzeń i snów.’’*
Gra jest bardzo wciągająca i skłania wyobraźnię do pracy na pełnych obrotach. Poza tym jest świetną okazją do wyjaśniania Jaśkowi skomplikowanych i często bardzo abstrakcyjnych pojęć. Sama gra jest pięknie wydana, ilustracje są cudowne, chociaż niektóre mroczne. Po kilkunastu rozgrywkach potwierdzam, że gra rozwija słownictwo. Jasio wtrąca nowo poznane słowa i pojęcia do swoich wypowiedzi, nie zawsze w prawidłowym kontekście, ale to również świetny pretekst do rozpoczęcia rozmowy. Nie trzeba mu dwa razy powtarzać, żeby przyniósł grę, bo uwielbia ją tak samo jak jego rodzice. Gdyby tylko łatwiej przełykał przegrane…ale pracujemy nad tym.
Ilustracji można również użyć jako kart do opowiadania bajek. Wystarczy wylosować jedną i puścić wodze wyobraźni. Świetna zabawa na długie podróże samochodem i nie tylko.


* źródło: http://www.planszowki.gildia.pl/gry/dixit

czwartek, 24 czerwca 2010

Keczupino

Ten przekręt słowny mojego syna lubię najbardziej. Właściwie pomyślałam, żeby to keczupino opatentować. W Ameryce oszaleliby na punkcie kawy z keczupową pianką. Nie sądzicie?
A my wczoraj zaśmiewaliśmy się do ,,ropuchu’’z nowej książki napisanej przez Michała Rusinka ,, Jak robić przekręty. Poradnik dla dzieci’’ wydawnictwa Znak. Nasze typy to dinożarł i schabetti. Książka jak poprzednia pięknie zilustrowana, wierszyki chichotowe. Słowo daję, że wczoraj czytaliśmy ją trzy razy i za każdym razem zachichiwaliśmy się na ,,śmieć''. Tata po powrocie z pracy wertował z synem słownik, który zamieszczony jest na końcu. Rewelacja!
A wogóle to dla małych słowotwórców i słowouków polecam bajkę na MiniMini ,,Marta mówi’’. Marta to pies, który nie tylko mówi, ale też objaśnia znaczenia niektórych trudnych słów. Naprawdę można się wielu nowych rzeczy dowiedzieć i wzbogacić swój zasób słowny o cieakwe zwroty (wczoraj chyba było m.in. o fetorze).



P.S.
I gratuluję raz jeszcze Justynie Nagrody Gdynia 2010! Strasznie się cieszę!!!!

niedziela, 9 maja 2010

Bajka o Groszku

A to moja bajka, wymyślona dla Jasia, spisana w szkole pisania dla młodych mam. Do przeczytania dla wytrwałych:) Co o niej myślicie? Jasio stwierdził tylko ,,Mammoooo Groszek i mówiii? No cooo Tyyyy.''

poniedziałek, 26 kwietnia 2010

Kopara opadła

Jakiś czas temu pożyczyłam od koleżanki uwaga…werble…RZUTNIK! Ech znowu wspomnienia z dzieciństwa mnie dopadły. Wieczory ze wzrokiem utkwionym w białe drzwi, na których to wyświetlane były pasjonujące historie. Z bajek zapamiętałam jedynie Kopciuszka i historię o Misiu-astronaucie, ale przypominam sobie doskonale ten dreszcz przejęcia, gdy rodzice wyciągali z piwnicy rzutnik. Dreszcz ten poczułam dziś znowu.

Właściwie to byłam pewna, że bajki z rzutnika będą atrakcją jedynie dla nas-rodziców, a dzieci wychowane w epoce ,,bajki na zawołanie’’ wyśmieją nasze łzy rozrzewnienia na widok retro urządzenia i klisz, które zobaczyli pierwszy raz w życiu. Jednak pomyliłam się. Jasio obserwował z zainteresowaniem naszą walkę z nie dającą się wkręcić w rzutnik kliszą, a gdy zobaczył na ścianie zamazany obraz, spojrzał na nas z nieskrywanym zdziwieniem. Wysłuchał bajki i naszych ,,ochów, achów’’ i sentymentalnych wspomnień z rzytnikiem w roli głównej. W miarę jak nakreślaliśmy mu okoliczności polityczno-socjalne naszego dzieciństwa, kopara coraz bardziej mu opadała. Instytucja dobranocki-jedynej bajki dla dzieci w telewizji w ciągu całego dnia, nie wspominając o jedynie dwóch dostępnych programach przez conajmniej pierwszych 10 lat naszego życia doprowadziły go niemal do płaczu. Jak to? Nie było Cartoon Network? Jak to? Nie było dvd? Nie było komputera? Nie synu. Nie było. Syn zaczął nam szczerze współczuć. Bajki z rzutnika oglądamy teraz codziennie, a Jasio cały czas z niedowierzaniem kręci głową. Maria póki co zainteresowania nie okazuje, za to włazi w ekran i się zaśmiewa efektem świetlnym.


 P.S. Dzięki Ula!

czwartek, 8 kwietnia 2010

Niedźwiadek

,,Droga Pani blogerko
Jestem w wieku Pani syna i z niepokojem wysłuchałem ostatnio opinii jakoby Kubuś Puchatek, którego znam i kocham nie był tym za kogo się podaje. Podobno na tego misia są jakieś papiery, które wskazują, że nie jest on naprawdę wesołym i beztroskim misiem nadużywającym miodku. Jest on jakoby pluszowym filozofem, który ukrywa głębokie myśli między wierszami. To samo dotyczy jego przyjaciół. Osiołek ma podobno depresję, a Prosiaczek jest strachliwy i melancholijny. Ze swojej strony pragnę stanowczo zaprzeczyć tym pogłoskom. Kubuś to po prostu żółty miś o małym rozumku ulubieniec wszystkich dzieci!!! Podobno zamieszaniu winny jest jakiś Milne, czy inny o obco brzmiącym nazwisku, a teczki z tymi pomówieniami są stare i zakurzone! Ja znam Kubusia towarzyszy mi od najmłodszych lat, mam wszystkie maskotki z Happy Meal’ów z mieszkańcami Stumilowego Lasu, mam stos książeczek z ich przygodami, oglądam bajki, jem słodycze opakowane w pudelka z wizerunkiem Prosiaczka i uśmiechniętego od ucha do ucha Kłapouszka i Tygryska! I niech mi nikt nie mówi, że Hefalumpy nie istnieją!!!
Pozdrawiam serdecznie
Z poważaniem
Staś, lat 6’’


Drogi Stasiu!
Muszę Cię zmartwić. Niestety istnieje międzynarodowy spisek, w który zamieszane są największe amerykańskie koncerny, chińskie fabryki zabawek i odzieży oraz producenci słodyczy na całym świecie. Postać która zalęgła się w Twoim dziecięcym umyśle jest jedynie wytworem konsumpcyjnie nastawionych koncernów, które ją odpowiednio wyszlifowały, polukrowały, by stała się lekkostrawna i zabawna!
      Puchatek to nie głupawy żółty miś z nadwagą, ale jeden z najciekawszych i najbardziej uroczych bohaterów książek dla dzieci, stworzony przez Alana Alexandra Milne dla swojego synka Krzysia. To filozofujący niedźwiadek starający się zrozumieć otaczający go świat.
      Kochany Stasiu, Kłapouchy jest pesymistą, bo nie wszyscy na świecie muszą być za wszelką cenę szczęśliwi i zawsze uśmiechnięci. Prosiaczek jest strachliwy, bo każdy z nas czasami czegoś się boi.
      Błagam Stasiu, poproś rodziców, by poszli z Tobą do biblioteki. Tam na regale z książkami dla dzieci, pod literą M jak Milne znajdziesz zakurzoną książeczkę. Weź ją w swoje drobne ręce i przeczytaj. Mam nadzieje, że pokochasz tę książkę i za każdym razem gdy zobaczysz postać z filmu pomyślisz, że to nie jest ten PRAWDZIWY Puchatek. Nie pozwól mu skryć się na wieki w cieniu swego żółtego alter ego.



wtorek, 2 marca 2010

Karrramba!!!

Przeklinać zdarza się chyba każdemu. Dzieci natychmiast łapią nieodpowiednie dla nich słowa i używają w każdej możliwej kombinacji, efekty są komiczne. Ale najzabawniejsze są słowa wymyślone przez dzieci. Jasio długo używał jako ,,słownego przecinka’’ wyrażenia ,,boszka''. ,,O boszka, znowu do przeeedszkooolaaaa!''
Teraz nadmiernie eksploatuje słowo ,,gów.o'',tu - przyznaję się bez bicia, moja w tym wina...ale, powiedźcie sami, jak tu zachować spokój kiedy każdy spacer to lawiracja pomiędzy powyższymi psimi ,,gów..mi'' leżącymi na chodniku?
Maria jeszcze nie wykazuje zainteresowania mową, potrafi w sposób niewerbalny wymusić na rodzinie posłuszeństwo i na razie jej to wystarcza:-)
Ale do rzeczy. chciałam polecić książkę: Michała Rusinka ,,Jak przeklinać poradnik dla dzieci'' Wydawnictwa Znak. Rusinek jest sekretarzem Wisławy Szymborskiej i sam pisuje limeryki, wiersze i książki. Przypomniałam sobie o tej książce wczoraj, gdy słuchaliśmy z dziećmi płyty Menu Chopinowskie, do której Michał Rusinek dopisał zabawne wierszyki.
Przeczytaliśmy więc poradnik raz jeszcze i uśmialiśmy się do rozpuku, po czym nastąpiła sesja wymyślania własnych przekleństw. Maria ostentacyjnie nie uczestniczyła w naszej zabawie, jak się potem okazało zamierzała sama zająć się tym problemem…