Po pierwsze poszliśmy do Teatru Lalka na spektakl ,,Daszeńka'' na podstawie ksiązi Karela Čapka ,,Daszeńka, czyli żywot szczeniaka''. Daszeńka przypomniała mi naszego szalonego foksteriera, którego Dziadek kupił nam na wystawie psów. To był prawdziwy czort! A wracając do spektaklu- Maria i Jan wyszli usatysfakcjonowani i szkoda tylko, że w teatrach dla dzieci nie ma widowni wznoszącej się do góry, by dorośli siedzący z przodu nie zasłaniali dzieciom widoku a dzieci nie musiały klęczec na krzesłach.
Po drugie wybraliśmy się wieczorem do Zachęty na rodzinne warsztaty muzyczne. Było po prostu rewelacyjnie! Dzięki energii prowadzącego warsztaty- Grzegorza Wierusa, który zachęcał nas do krzyku, bębnienia, śpiewu, głośnego mlaskania, a nawet eksimoskich okrzyków wyszłam z Zachęty z zupełnie zdartym głosem i na dodatek tak zaaferowana, że zapomniałam zabrać torebki. Maria popłakała się na wieść, że trzeba już wracać do domu, a Jasia siłą niemalże odciągałam od kotłów. No i mówię Wam, że po tych warsztatach mam chęć zapisać się do chóru, bo to tak fajnie od czasu do czasu zaśpiewać na całe gardło! Z moimi wokalnymi zdolnościami zrobiłabym karierę niczym Florence Foster Jenkins. A na pewno wybiorę się z dziećmi do Filharmonii Łódzkiej na koncert z cyklu ,,O co tyle hałasu'' z tym samym prowadzącym oraz na kolejne warsztaty rodzinne w Zachęcie, bo to bardzo fajne miejsce.
Hej, a ja pamiętam tego foksteriera!! Pozdrawiam Szafa
OdpowiedzUsuńNiezłe ziółko bylo z tego Filonka:-)
OdpowiedzUsuń