Jeju, jeju...dzisiaj byliśmy w Powsinie. Było sielsko, leniwie, z leżeniem na trawie, zajadaniem sie lodami i obserwowaniem szachistów w czasie gry. Ale gwoździem programu był park linowy! Świetna sprawa. Jasio była zaaaachwycony i ledwo zlazł chciał powtarzać trasę. Maria mniej zadowolona, bo nie mogła uczestniczyć we wspinaczce - a ponieważ rano była na basenie i zjechała z Tatą ze zjeżdżalni, na widok której włos mi się jeży na głowie - mniemam, że poradziłaby sobie na linach z palcem w nosie! Niestety obsługa parku nie chciała dać wiary jej umiejętnościom.
Potwierdzam, było bardzo przyjemnie. Jasio poradził sobie wspaniale. Wszyscy bylismy z niego dumni.
OdpowiedzUsuń